— Począwszy od zespołu kwalifikującego do transplantacji, przez zespół kardiochirurgów, anestezjologów, ratowników, a przede wszystkim zespół, który kwalifikuje dawcę w szpitalu. Możemy tu mówić o ponad stuosobowym zespole osób, które wpływają na cały proces transplantacji – mówi Mateusz Rakowski, koordynator transplantacyjny.
W Polsce większość transplantacji serca odbywa się w trybie pilnym. Wtedy koordynatorzy proszą o pomoc wojsko, straż pożarną, lotnicze pogotowie ratunkowe czy policję. Tak było kilka dni temu. Serce od dawcy było w województwie kujawsko-pomorskim. Daleko od szpitala.
— Godzina jazdy ze szpitala do lotniska, potem transport lotniczy i znowu z lotniska tu do szpitala, to stanowczo za długo. Ponad 2,5 godziny dlatego poprosiłem o pomoc policję. Jak zawsze byli niezawodni, wystawili do akcji śmigłowiec typu Black Hawk, który pozwolił zabrać ze sobą cały zespół transplantacyjny, bo był on potrzebny tu na miejscu. I najważniejsze – czas transportu poniżej godziny. Przeszło to nasze najśmielsze oczekiwania – mówi Mateusz Rakowski, koordynator transplantacyjny.
A efekty są nieprawdopodobne. Pan Robert – dzięki takiej właśnie akcji – od trzech tygodni ma nowe serce i nowe życie.
— Czekałem w szpitalu 40 dni na dawcę. Pod pompami wspomagającymi pracę serca i podającymi leki zabezpieczające mnie przed śmiercią. I nadszedł ten dzień – mówi Robert Bartnicki, pacjent po przeszczepie serca.
Do tej pory w szpitalu wykonano 26 transplantacji. Nikt nie przypuszczał, że będzie ich tak dużo. Za każdym razem to ogromne przedsięwzięcie logistyczne.
— Po pierwsze – ktoś musi tego dawcę zgłosić. To najczęściej anestezjolodzy zgłaszają śmierć mózgu. Poza tym teraz jest normą, że po zgłoszeniu takiego dawcy pobiera się od niego wszystko co się da – nerki, wątrobę – mówi prof. Michał Zakliczyński, kardiolog i transplantolog z Centrum Chorób Serca USK.
Wtedy zgłaszają się kolejne ośrodki zainteresowane przeszczepem innych narządów. To wszystko trzeba ze sobą precyzyjnie zgrać, dopasować, a czas liczy się najbardziej.
— Jeśli chodzi o transplantacje serca to tutaj czas goni nas najbardziej, większość transplantacji dopasowanych jest do nas, ale taka sama sytuacja jest np. z przeszczepem wątroby. W przypadku niewydolności wątroby nie ma w pełni wydolnej metody zastępującej pracę wątroby – wyjaśnia prof. Michał Zakliczyński, kardiolog i transplantolog z Centrum Chorób Serca USK.
Specjaliści podkreślają, że jeden dawca może uratować życie co najmniej sześciu osobom.
— Tego się nie da zapomnieć i trudno mówić, jak się tym ludziom odwdzięczyć. I tej osobie, która odeszła i jej rodzinie. Warto też wspomnieć o innych dawcach. Każdy z nas dostał kilka jednostek krwi – mówi Robert Bartnicki, pacjent po przeszczepie serca.
Ciągle brakuje dawców, dlatego koordynatorzy, lekarze podkreślają.
— Apelujemy by z rodziną, najbliższymi rozmawiać o tym. Przekazać swoją ostatnią wolę, bo przecież nie ma nic cenniejszego niż podzielenie się z kimś sobą – mówi Mateusz Rakowski, koordynator transplantacyjny.