Oddział położniczy dla kobiet w ciąży zarażonych koronawirusem powstał przy ul. Chałubińskiego we Wrocławiu jesienią. Tak teraz wygląda tutaj praca. Pełne zabezpieczenie całego personelu jest niezbędne. I właśnie tu w 34. tygodniu ciąży trafiła zarażona koronawirusem kobieta.
— Trzeba było tę ciążę zakończyć wcześniej. Stan pacjentki się pogarszał, mama wymagała wspomagania oddechowego i uznano, że trzeba ze względu na stan mamy i dziecka zakończyć tę ciążę – mówi dr Małgorzata Czyżewska, wojewódzka konsultant w dziedzinie neonatologii.
W wyniku cesarskiego cięcia na świat przyszła Zosia. Ponieważ urodziła się wcześniej wymagała wsparcia oddechowego. Niestety, stan zdrowia mamy załamał się i pacjentka wymagała pomocy anestezjologicznej.
— Mój stan się bardzo pogorszył, zostałam przewieziona na Borowską, gdzie byłam w śpiączce przez 4 doby i wymagałam wsparcia respiratora – mówi mama Zosi.
Dopiero po kilku dniach lekarze byli spokojni o życie młodej mamy i jej córki.
— Kiedy stan mamy był stabilny i Zosia wyrównała kłopoty ponownie mama i córka były razem. I wtedy zauważyliśmy, że stan zdrowia mamy i dziecka zaczął wracać do normy – mówi dr Małgorzata Czyżewska, wojewódzka konsultant w dziedzinie neonatologii.
Kilka dni później obie panie były już razem i dochodziły do zdrowia.
— Moja córeczka Zosieńka zajada się mlekiem z Banku Mleka, cudownie że jest takie miejsce – mówi mama Zosi.
Takich sytuacji jest niestety coraz więcej. Kilka tygodni wcześniej ciężarna kobieta w 37. tygodniu ciąży trafiła do Szpitala Uniwersyteckiego i wymagała specjalistycznego wsparcia anestezjologicznego.
— Stan był ekstremalnego zagrożenia życia matki i płodu. Anestezjolodzy podjęli decyzję o zastosowaniu pozaustrojowego wspomagania oddechu i krążenia – mówi prof. Mariusz Zimmer, kierownik II Kliniki Ginekologii i Położnictwa USK.
W obu sytuacjach, dzięki specjalistom i zastosowaniu innowacyjnych metod leczenia, udało się uratować życie mam i ich dzieciom.