Na razie wiadomo, że w Polsce jest ponad milion obywateli z Ukrainy mniej. Bo uchodźcy co prawda przekroczyli naszą granicę, ale w większości już wrócili do Ukrainy lub pojechali dalej – np. do Niemiec czy Wielkiej Brytanii. Dlatego specjaliści uspokajają.
–Nie powinniśmy się jeszcze martwić, bo te osoby, które tu przyjechały wcale nie decydują, że zostają tu na zawsze więc prawdziwego problemu jeszcze nie ma – mówi prof. Maria Węgrzyn, Katedra Finansów Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu.
–Doskonale sobie radzimy z tą grupą pacjentów. Musimy też pamiętać, że w grupie uchodźców jest bardzo wielu pracowników z wykształceniem medycznym. Tam są lekarze, pielęgniarki, ratownicy. System adaptacyjny do polskiego systemu jest skomplikowany i utrudniony. Lekarze mają możliwość szybkiego wdrożenia do systemu szpitalnego, to część pielęgniarek i pielęgniarzy ma wykształcenia, które nie pozwala na nostryfikację – mówi dr Piotr Karniej, konsultant ds. ochrony zdrowia WSB we Wrocławia, Polskie Towarzystwo Zdrowia Publicznego.
I w tym eksperci upatrują wiele pozytywnych aspektów, bo od lat wiadomo, że w polskim systemie brakuje przede wszystkim personelu. Średnia wieku lekarzy rodzinnych wynosi ponad 55 lat, a młodych kadr do zastąpienia nie ma. Do Polski też przyjeżdżają medycy, więc pewna równowaga zostanie zachowana.
-Nie obawiajmy się w tej chwili, bo nie wiemy jak sytuacja się rozwinie. Teraz służby graniczne mówią, że więcej osób wyjeżdża niż przyjeżdża – dodaje prof. Maria Węgrzyn, Katedra Finansów Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu.
Ale już teraz Narodowy Fundusz Zdrowia szacuje, że przybędzie co najmniej półtora miliona pacjentów z Ukrainy. Ich koszt leczenia wyniesie miesięcznie ok. 300 mln zł. Jak przyznaje rząd, kwota ta może być nawet trzy razy wyższa. Eksperci twierdzą, że tak wysokich kosztów nie będzie, bo…
–Zdecydowana większość nie korzysta z systemu ochrony zdrowia, natomiast ci którzy korzystają nie narażają naszego systemu na jakieś ogromne przeciążenia. My radzimy sobie z tymi pacjentami zarówno w POZ, jak i opiece szpitalnej i teraz na szczęście mamy system finansowania, wiec nie przeszkadza nam to w żaden sposób – mówi dr Piotr Karniej, konsultant ds. ochrony zdrowia WSB we Wrocławia, Polskie Towarzystwo Zdrowia Publicznego.
Większym problemem są dzieci. Szacuje się, że jest ich 800 tysięcy i podlegają one polskiemu systemowi opieki, czyli np. szczepieniom profilaktycznym. Na razie jednak wielu chętnych do skorzystania z tego nie ma. Tak samo jak z opieki lekarzy specjalistów, do których polscy pacjenci już teraz czekają nawet kilkanaście miesięcy.
-To problem, z którym borykamy się od dłuższego czasu. Neurolodzy, endokrynolodzy, pediatrzy nawet, którzy są szczególną grupą i powinni być stale dostępni , bo dotyczy to dzieci. Niemniej jednak wydaje mi się, że liczba napływających osób nie stanowi większego zagrożenia, bo te osoby nie biegną od razu i nie zapisują się do kolejki i nie leczą się neurologicznie i nie wybierają tych trudnych specjalności – dodaje prof. Maria Węgrzyn, Katedra Finansów Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu.
-Kolejki zawsze mieliśmy, więc jesteśmy do nich przyzwyczajeni. Liczba pacjentów, którzy czekają na opiekę specjalistyczną wcale nie wzrosła, bo ci pacjenci zgłaszają się głównie do opieki szpitalnej i podstawowej, gdzie kolejek nie ma i gdzie przyjęcia są na bieżąco – mówi dr Piotr Karniej, konsultant ds. ochrony zdrowia WSB we Wrocławia, Polskie Towarzystwo Zdrowia Publicznego.
Zdaniem ekspertów informacje o tym, że polscy pacjenci będą jeszcze dłużej czekać na przyjęcie do lekarzy specjalistów są przesadzone i nieprawdziwe.