– W tym momencie bardziej zwraca się uwagę na dobrostan zwierząt. Mają wybieg, który jest bardzo przestronny, który ma takie rarytasy jak ogrzewane skały, które odtwarzają w jakiś sposób temperaturę w miejscu, gdzie te lwy żyją w naturalnym środowisku, ale także wewnątrz są pomieszczenia, które zapewniają tym lwom bezpieczeństwo, spokój i komfort w momencie, kiedy chcą odpocząć od zwiedzających – mówi Sergiusz Kmiecik pełniący funkcję prezesa wrocławskiego zoo.
Kompleks nowej lwiarni jest odpowiedzią na nowoczesne wymagania wobec dobrostanu zwierząt.
– Poprzedni wybieg lwów nie był o tyle zły, co pawilon. Stare, ciasne warunki. Stąd potrzeba wybudowania nowego obiektu na miarę XXI wieku, w którym te warunki dla lwów będą lepsze, a obsługa dla opiekunów lepsza i bezpieczniejsza. Lwy w większość roku mogą spędzać na zewnątrz, ale w zimę potrzebują dostęp do ciepłych pomieszczeń. Stąd też takie większe pomieszczenie zimowe, przez które też goście nasi odwiedzający będą mogli zobaczyć lwy przez szyby – wyjaśnia Paweł Sroka, kierownik wydziału ssaków drapieżnych.
Podgrzewane skały z pewnością będą cieszyły wielkie koty zimą, jednak we wrocławskim zoo nadal stoją niewyremontowane pawilony, którym daleko do komfortu nowej lwiarni. Do tego potrzeba pieniędzy, a znając najnowszą historię, wiemy, że wśród spółek należących do miasta zoo nie było często na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o wydatki. Wystarczy przypomnieć sobie sytuację sprzed roku, gdy 4 miliony przeznaczone między innymi na zoo zainkasował Śląsk Wrocław. Sergiusz Kmiecik, pełniący obowiązki prezesa wrocławskiego zoo, zapewnia, że nie ma powodów do niepokoju.
– Zoo jest organizacją bardzo odpowiedzialną za każdy gatunek i każdego osobnika, który jest tutaj przytrzymywany i na każdą okoliczność musimy być przygotowani – zapewnia Sergiusz Kmiecik.
Na razie lwy spędzają czas osobno.
– Naszych lwów jeszcze nie połączyliśmy, lwice są przyrodnimi siostrami, one chodzą razem, natomiast lew jest jeszcze osobno. Potrzebuje jeszcze czasu na adaptację, z lwicami widzi się przez ogrodzenie. Dopiero jak uznamy, że to odpowiedni czas, kiedy te ich reakcje już będą bardziej pozytywne, wtedy połączymy. Nie pracujemy w poczcie ani w urzędzie. To nie jest przewidywalne, nie da się wyznaczyć terminu. Trzeba obserwować zwierzęta i dopiero jak będzie pozytywnie, to połączymy – mówi Paweł Sroka.
Opiekunowie są mimo wszystko spokojni, że drapieżne koty polubią się już niebawem.
– Tutaj układ jest dobry, to są dwie młode lwice, jeden młody lew. Myślę, że to po prostu kwestia czasu, ale na pewno nie można zrobić tego w pośpiechu, za szybko, bo to by się też mogło gorzej skończyć – dodaje Paweł Sroka.