Od 1 do 17 grudnia rząd wprowadził w Polsce zmiany w obostrzeniach. Zanim jednak nowe „restrykcje” na dobre weszły w życie zdecydowano się na kolejne. Od dziś zmniejszono drastycznie limity w przestrzeni społecznej. Limity z 50 proc. zostały obniżone do 30 proc. Nie licząc osób zaszczepionych i zweryfikowanych.
– W kontekście czwartej fali to już niewiele da. Efekt tych obostrzeń zobaczymy za 7-14 dni. Trzeba postarać się funkcjonować normalnie, na ile sytuacja epidemiologiczna pozwoli, wejść w nowy rok – mówi dr Jarosław Drobnik, naczelny epidemiolog USK we Wrocławiu.
A w Sylwestra praktycznie żadnych restrykcji nie ma. W lokalach zamkniętych może być do 100 osób, i znowu – osoby w pełni zaszczepione na Covid-19 nie są uwzględniane w tych limitach. Wprowadzono też obowiązkowe testy dla współlokatorów osób chorujących na Covid-19 bez względu na posiadany certyfikat covidowy. I kolejny przepis – od 20 grudnia do 9 stycznia – czyli prawie tak jak dzieci miały wolne w szkole na święta – obowiązuje nauka zdalna.
–Mamy nadzieję, że ta fala będzie spadać, że nie będzie intensywnego zapotrzebowania na pracowników medycznych, na to by ich delegować do szpitala tymczasowego. Wraz ze spadającą falą zakażeń będzie można odblokować inne oddziały. Mój jest teraz covidowy i nie ma możliwości leczenia innych pacjentów – mówi dr Edwin Kuźnik, koordynator szczepień w USK we Wrocławiu.
Na co dzień doktor Kuźnik opiekuje się chorymi na cukrzycę, z nadciśnieniem. Teraz – to oddział covidowy. A fala zachorowań rośnie. Nowe obostrzenia mogą nieznacznie pomóc.
– Żeby ta ilość pacjentów, która trafia do szpitala. przyhamowała, bo teraz na Dolnym Śląsku, Opolszczyźnie czy na Śląsku jest sytuacja bardzo trudna – mówi dr Jarosław Drobnik, naczelny epidemiolog USK we Wrocławiu.
Cały czas lekarze przyjmują chorych, najczęściej niezaszczepionych. Teraz walczą o życie ciężarnej pacjentki – chorej na Covid w bardzo ciężkim stanie. Też niezaszczepionej.
– Będziemy się starać utrzymać ją przy życiu przez najbliższe dwa tygodnie. Potem wspólnie z położnikami, neonatologami będziemy musieli podejmować być może dramatyczne decyzje. Przebieg jest bardzo ciężki. Wczoraj było załamanie, udało się uratować, ale jak będzie dalej nie wiadomo – tłumaczy prof. Waldemar Goździk , Klinika Anestezjologii i Intensywnej Terapii USK we Wrocławiu.
Dziś w szpitalu tymczasowym i klinicznym jest jeszcze 26 wolnych miejsc. Na respiratorach walczy o życie 12 osób, w tym jedno dziecko.