Dariusz Wieczorkowski: Gazeta Wyborcza podsumowała ten mijający rok nowego rozdania w polskim parlamencie. Wystawiono pani ocenę bardzo dobrą, czyli piątkę. Jest pani usatysfakcjonowana z tego, co się udało zrobić?
Jolanta Niezgodzka: Myślę, że zawsze jest jakiś niedosyt i ja jestem taką osobą, że zawsze jest mi za mało, że chciałabym więcej.
Jak pani otworzyła Gazetę Wyborczą zobaczyła „5” przy swoim nazwisku, to?
To cieszyłam się i dziękuję serdecznie za taką ocenę, bo konsekwentnie pracuję na nią od niemalże roku, bo to jest rocznica wyborów. Aczkolwiek my sprawczość mamy dopiero od ośmiu miesięcy jako rząd Donalda Tuska. I jest szereg rzeczy, które zrobiliśmy od ręki. To są podwyżki dla nauczycieli, to są podwyżki w sferze budżetowej, to jest in vitro renta wdowia, aktywny rodzic, czyli to słynne babciowe. Są rzeczy, nad którymi pracujemy, co do których musimy przekonać naszych koalicjantów, bo przypomnę, że jest to konkretów.
Pani posłanko, sprawy kobiet. Kiedy?
To jest ta kwestia, która dla mnie jest najtrudniejsza z tego powodu, że ja też czuję tę samą frustrację jak moje wyborczynie, moje koleżanki wrocławianki i dolnoślązaczki, bo chciałabym, żeby to same tej kadencji oczywiście uchwalił legalną, bezpieczną, dostępną aborcję. Dzisiaj wiemy, że jest to bardzo trudne. Dziś pracujemy nad dekryminalizacją pomocnictwa w aborcji, bo wracamy do tego projektu, chcę to podkreślić. Złożyliśmy go jeszcze raz.
Ale na czym, przepraszam, że wejdę w słowo, na czym naprawdę polega problem?
Problem polega w posłach PSL-u, bo to ich głosami między innymi, no bo na głosy posłów, posłanek Konfederacji czy PiSu nie liczyliśmy, jednak liczyliśmy na wsparcie koalicjantów. Mam wrażenie, że możemy zrobić w tej sprawie jeszcze więcej, to znaczy, że możemy pójść na jakieś ewentualne odstępstwa w tej pierwszej ustawie, która wyszła z naszej komisji nadzwyczajnej do spraw projektów aborcyjnych, więc wracamy raz jeszcze do dekryminalizacji pomocnictwa w aborcji, czyli do tego projektu, który spowoduje, że kobieta, która sama dokonuje aborcji, to znaczy najczęściej bierze po prostu tabletkę poronną, że tak jak ona nie jest karana, to że pomoc, która jest udzielana na przykład w postaci dowiezienia do miejsca, gdzie może kupić taką tabletkę, czy pożyczenia pieniędzy na taką tabletkę, no nie będzie podlegała karze do trzech lat pozbawienia wolności.
Ja się, wie pani, tak zastanawiam, bo jest pani w Sejmie, debiutuje pani. Myślę, że ma pani taką, jednak siłą rzeczy, świeżą optykę na to, co się tam dzieje i jak toczy się ten spór a propos właśnie spraw, które są najważniejsze, myślę dla kobiet albo są w kręgu priorytetów, no to na pewno rozmawiacie na korytarzu, w kuluarach, być może w restauracji sejmowej, etc., w podróży, nawet pociągiem z politykami chociażby Polskiego Sojusznictwa Ludowego. Na ile to jest taka retoryka na potrzeby wyborów, wyborców, spójnego jakiegoś tam wizerunku, a na ile na przykład ci mężczyźni, ci przedstawiciele Polskiego Sojusznictwa Ludowego naprawdę w to wierzą?
No z przykrością muszę stwierdzić, że miałam takie wrażenie, że część posłów jednak nie do końca rozumiała projekt, nad którym głosowaliśmy, bo nawet w rozmowach kuluarowych, tak jak Pan mówi, oni stanowczo mówili, że są przeciwko aborcji, ale kiedy ja tłumaczyłam, że też ten projekt w ogóle nie dotyczy aborcji, tylko dotyczy tego pomocnictwa za czyn, za który kobieta sama nie odpowiada, no to rzeczywiście gdzieś tam koniec końców zgadzali się, no tak, bo jest to logika (…). Wydawało mi się, że przekonałam te osoby…
A zdradzi Pani z kim na przykład?
Z posłami PSL-u.
Ale z kim?
Nie z naszego regionu. Więcej nie powiem, Panie Redaktorze.