Szpital Uniwersytecki przy ul. Borowskiej we Wrocławiu. Jest tu 20 sal operacyjnych. Codziennie na każdej odbywa się od 2 do 3 operacji. Z bloku wyjeżdża więc nawet 50-60 pacjentów dziennie. Tak jest w normalnych warunkach. Teraz ogranicza się przyjęcia na planowe zabiegi.
– Już to obserwujemy. Już musimy niektóre zabiegi odwoływać. Zajęte są miejsca na intensywnej terapii, więc mamy limit wykonywanych zabiegów. Nie ma dnia, by nie trafił pacjent lub dziecko z dodatnim wynikiem, co stanowi ogromne utrudnienie. Wtedy obowiązuje całe zabezpieczenie ,co oznacza utrudnienie – mówi prof. Dariusz Patkowski, Klinika Chirurgii i Urologii Dziecięcej w USK we Wrocławiu.
Zdarza się, że na 3 salach operowani są pacjenci z covidem, co oznacza, że żaden inny pacjent nie może być wtedy operowany.
– Problemem są ci pacjenci, którzy już wymagają operacji, a nie mamy dla nich miejsc na intensywnej terapii. Tak się ostatnio zdarzyło, że musieliśmy przełożyć zabieg – mówi prof. Dariusz Patkowski, Klinika Chirurgii i Urologii Dziecięcej w USK we Wrocławiu.
A nie wszyscy pacjenci mogą czekać. Czasem to oznacza pogorszenie stanu zdrowia. Tak już było podczas poprzedniej fali zakażeń.
— Problem czwartej fali to nie jest tylko problem tych, co chorują na covid. Pamiętajmy, że przy poprzedniej fali zamknięto wiele oddziałów szpitalnych, nie wykonywano badań profilaktycznych, diagnostycznych, planowych operacji. Osoby z innymi schorzeniami nie otrzymały wtedy pomocy lekarskiej i do tej pory borykamy się z tymi problemami. Z nadrabianiem tych zaległości nadal mamy problem – tłumaczy dr Edwin Kuźnik, koordynator szczepień na COVID-19 w USK we Wrocławiu.
Otwarty niedawno szpital tymczasowy przy ul. Rakietowej we Wrocławiu zapełnia się w przerażającym tempie. Teraz jest tam 130 pacjentów z Covidem, wszystkie łóżka respiratorowe w szpitalu przy Borowskiej są zajęte. Takich stanowisk przy ul. Rakietowej w ogóle nie ma. W 98 proc. zakażone osoby są niezaszczepione i – jeśli uda się takich ciężko chorych uratować – co nie jest łatwe – żałują, że nie skorzystali ze szczepień.
— Ilu jeszcze ludzi musi zachorować, zostać kalekami, umrzeć, żeby w końcu w tym kraju ktoś zaczął podejmować decyzje? Żeby ludzie zrozumieli, że nie żyjemy na bezludnej wyspie, tylko wśród innych osób i należy szanować ich prawa, ich zdrowie i prawo do bezpieczeństwa? – pyta prof. Jarosław Drobnik, naczelny epidemiolog USK we Wrocławiu.
Lekarze nie kryją oburzenia, że rząd nadal nie podejmuje żadnych decyzji – nie wprowadza zaostrzonych przepisów – wobec uchylających się od zaszczepienia na Covid. W ten sposób na ciężkie zakażenie i chorobę narażeni są wszyscy. W Polsce z powodu Covida umarło ponad 80 tys. osób. Wczoraj w szpitalu przy ul. Borowskiej zaszczepiono zaledwie 490 osób. W większości to osoby szczepione 3 dawką.
— Kluczowa nie jest 3 dawka, ale najważniejsze jest zaszczepienie pierwszą dawką. My mamy bardzo trudną sytuację – mówi prof. Jarosław Drobnik, naczelny epidemiolog USK we Wrocławiu.
Trudną, bo nadal co drugi Polak jest niezaszczepiony.
– Czyli co druga osoba, z którą się spotykamy ma niepewny status epidemiologiczny, to są chodzące bomby – dodaje prof. Jarosław Drobnik, naczelny epidemiolog USK we Wrocławiu.
Ale konsekwencje takich nieodpowiedzialnych decyzji ponosimy wszyscy…