Ograniczone przyjęcia do szpitali i mniej operacji? Czwarta fala zakażeń trwa

Facebook
Twitter
LinkedIn
Email
Czwarta fala zakażeń COVID-19 oznacza nie tylko wzrost zachorowań i zgonów z powodu tej groźnej choroby. To oznacza również ograniczanie przyjęć pacjentów na planowe zabiegi, a wielu chorych nie może czekać. Już teraz lekarze zauważają, że wielu chorych trafia z dodatnim wynikiem i ich planowe operacje są odraczane. Ale trafiają też chorzy w trybie pilnym i ich zabiegów nie można odłożyć. A to dodatkowo utrudnia pracę całego zespołu medycznego.

Szpital Uniwersytecki przy ul. Borowskiej we Wrocławiu. Jest tu 20 sal operacyjnych. Codziennie na każdej odbywa się od 2 do 3 operacji. Z bloku wyjeżdża więc nawet 50-60 pacjentów dziennie. Tak jest w normalnych warunkach. Teraz ogranicza się przyjęcia na planowe zabiegi. 

Już to obserwujemy. Już musimy niektóre zabiegi odwoływać. Zajęte są miejsca na intensywnej terapii, więc mamy limit wykonywanych zabiegów. Nie ma dnia, by nie trafił pacjent lub dziecko z dodatnim wynikiem, co stanowi ogromne utrudnienie. Wtedy obowiązuje całe zabezpieczenie ,co oznacza utrudnienie – mówi prof. Dariusz Patkowski, Klinika Chirurgii i Urologii Dziecięcej w USK we Wrocławiu. 

Zdarza się, że na 3 salach operowani są pacjenci z covidem, co oznacza, że żaden inny pacjent nie może być wtedy operowany. 

Problemem są ci pacjenci, którzy już wymagają operacji, a nie mamy dla nich miejsc na intensywnej terapii. Tak się ostatnio zdarzyło, że musieliśmy przełożyć zabieg – mówi prof. Dariusz Patkowski, Klinika Chirurgii i Urologii Dziecięcej w USK we Wrocławiu. 

A nie wszyscy pacjenci mogą czekać. Czasem to oznacza pogorszenie stanu zdrowia. Tak już było podczas poprzedniej fali zakażeń. 

Problem czwartej fali to nie jest tylko problem tych, co chorują na covid. Pamiętajmy, że przy poprzedniej fali zamknięto wiele oddziałów szpitalnych, nie wykonywano badań profilaktycznych, diagnostycznych, planowych operacji. Osoby z innymi schorzeniami nie otrzymały wtedy pomocy lekarskiej i do tej pory borykamy się z tymi problemami. Z nadrabianiem tych zaległości nadal mamy problem – tłumaczy dr Edwin Kuźnik, koordynator szczepień na COVID-19 w USK we Wrocławiu. 

Otwarty niedawno szpital tymczasowy przy ul. Rakietowej we Wrocławiu zapełnia się w przerażającym tempie. Teraz jest tam 130 pacjentów z Covidem, wszystkie łóżka respiratorowe w szpitalu przy Borowskiej są zajęte. Takich stanowisk przy ul. Rakietowej w ogóle nie ma. W 98 proc. zakażone osoby są niezaszczepione i – jeśli uda się takich ciężko chorych uratować – co nie jest łatwe – żałują, że nie skorzystali ze szczepień. 

— Ilu jeszcze ludzi musi zachorować, zostać kalekami, umrzeć, żeby w końcu w tym kraju ktoś zaczął podejmować decyzje? Żeby ludzie zrozumieli, że nie żyjemy na bezludnej wyspie, tylko wśród innych osób i należy szanować ich prawa, ich zdrowie i prawo do bezpieczeństwa? – pyta prof. Jarosław Drobnik, naczelny epidemiolog USK we Wrocławiu. 

Lekarze nie kryją oburzenia, że rząd nadal nie podejmuje żadnych decyzji – nie wprowadza zaostrzonych przepisów – wobec uchylających się od zaszczepienia na Covid. W ten sposób na ciężkie zakażenie i chorobę narażeni są wszyscy. W Polsce z powodu Covida umarło ponad 80 tys. osób.  Wczoraj w szpitalu przy ul. Borowskiej zaszczepiono zaledwie 490 osób. W większości to osoby szczepione 3 dawką. 

Kluczowa nie jest 3 dawka, ale najważniejsze jest zaszczepienie pierwszą dawką. My mamy bardzo trudną sytuację – mówi prof. Jarosław Drobnik, naczelny epidemiolog USK we Wrocławiu. 

Trudną, bo nadal co drugi Polak jest niezaszczepiony. 

– Czyli co druga osoba, z którą się spotykamy ma niepewny status epidemiologiczny, to są chodzące bomby – dodaje prof. Jarosław Drobnik, naczelny epidemiolog USK we Wrocławiu. 

Ale konsekwencje takich nieodpowiedzialnych decyzji ponosimy wszyscy…

Zobacz również

Social media

SKONTAKTUJ SIĘ Z NAMI!

Masz istotne informacje?

Napisz do nas:
kontakt@echo24.tv

Najnowsze programy