Badania różnych organizacji pozarządowych wskazują, że za wysokie zasolenie polskich rzek – nie tylko Odry, ale również Wisły – odpowiadają spółki górnicze, które wydobywają węgiel kamienny na Śląsku.
– Okazało się, że niektóre z tych zrzutów są zrzucane albo do dopływów Odry i Wisły albo bezpośrednio nawet do rzek. I okazało się, że zasolenie tych zrzutów jest wyższe niż zasolenie wody w Bałtyku. Nawet sześć czy siedem razy, tak wskazały nasze pomiary. To są ogromnie słone wody. Jeśli chodzi o Odrę, w momencie wpłynięcia do Polski jest to rzeka pierwszej klasy czystości, a kiedy mija Górny Śląsk jest już rzeką pozaklasową – mówi Marta Gregorczyk, Greenpeace Polska.
To właśnie wysokie zasolenie doprowadziło do rozwoju toksycznych glonów, czyli tak zwanych złotych alg, które stanowiły bezpośrednią przyczynę masowego pomoru ryb.
– To nie jest tak, że katastrofa się skończyła. My nie widzimy w tej chwili wypływających ryb, ale kiedy pojawią się znowu warunki suszy, małych opadów i wysokich temperatur, to przy tym stanie, przy obecności złotych alg, katastrofa się pojawi. Pewnie tyle ryb nie wypłynie dlatego, że my tyle ryb już nie mamy. Ponad połowa populacji ryb zginęła w Odrze – mówi Krzysztof Smolnicki, Koalicja „Czas na Odrę”.
Jak podkreślają aktywiści, problem zasolenia rzek jest ignorowany przez instytucje, które odpowiadają za kontrole, a pozwolenia na zrzuty ścieków nie uwzględniają wielu czynników.
– Część tych solanek, wód pokopalnianych nie jest traktowana jako ściek. Mamy pozwolenia wodno-prawne wydawane przed laty, nieaktualne. Mamy pozwolenia wodno-prawne wydawane fragmentarycznie, to znaczy nie patrzy się, że obok jest kolejny zrzut, jak ten jeden oddziałuje. On może mało oddziałuje, ten obok też może mało, ale jeśli jest ich więcej, to jest problem. Ale jeszcze większym problemem jest to, że mamy szereg zrzutów i to nie tych komunalnych, że ktoś „na lewo” rurę podłączył, tylko duży zakład górniczy zrzuca solanki, w ogóle traktując to, że to nie są w żaden sposób ścieki – mówi Krzysztof Smolnicki, Koalicja „Czas na Odrę”.
– Mogą to robić dlatego, że te dopuszczalne limity stężeń są bardzo wysokie. A nie powinno się tak dziać. W majestacie prawa nasze rzeki są zatruwane i rządzący o tym wiedzą – mówi Marta Gregorczyk, Greenpeace Polska.
Wiedzą i nie robią nic, żeby to zmienić
– Potrzebujemy zmian instytucjonalnych i prawnych. W tej chwili jest rozproszona odpowiedzialność w sytuacji dotyczącej takiej katastrofy jak na Odrze. Część służb mamy w Ministerstwie Środowiska i Klimatu, część mamy w Ministerstwie Infrastruktury. To naszym zdaniem jest błędne, bo traktuje się rzekę, nie jako żywy ekosystem, jak w krajach europejskich. Zwykle w resorcie środowiska są rzeki, a u nas są w resorcie infrastruktury. Tam, gdzie koleje i autostrady – mówi Krzysztof Smolnicki, koalicja „Czas na Odrę”.
Zmiany prawne, a także rzetelna odpowiedzialność finansowa, to niektóre z postulatów organizacji pozarządowych. Ich wprowadzenie może uchronić rzeki przed kolejnymi katastrofami, które, przy obecnych regulacjach, są tylko kwestią czasu.