Po mocnym osłabieniu się polskiego złotego, waluta zaczyna się umacniać. Spadają za to inne waluty – euro, dolar i frank. Na razie to stopniowe obniżki, ale ekonomiści przewidują, że sytuacja, po efekcie wywołanym paniką, będzie się stabilizować.
– Wojna jest za naszą granicą. Bomby spadały 20 parę kilometrów od nas. W związku z tym waluty Czech, Węgier i Polski będą zawsze uderzane w takiej sytuacji w ten sposób, że złoty będzie się osłabiał w stosunku do walut zewnętrznych. Ja to powiedziałem i możemy to sprawdzić, że za miesiąc złoty do euro to będzie 4,60-4,65 – mówi prof. Marian Noga, ekonomista z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu.
– Słabość złotego – myślę, że to jest taki etap przejściowy. Tutaj kluczowe są też decyzje polityczne. Gdyby ta sytuacja doprowadziła do szybszego porozumienia Polski z Unia Europejska i odblokowania Krajowego Planu Odbudowy, to większa ilość przypływu twardych walut spowoduje, że złoty naturalnie będzie umacniał się na rynku finansowym – podkreśla prof. Bogusław Półtorak, ekonomista z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.
Na umocnienie złotego wpłynęło również podniesienie stóp procentowych o 0,75 punktu procentowego. Sprawi to jednak, że droższe będą raty kredytów. Według prof. Mariana Nogi, Rada Polityki Pieniężnej zdecyduje się jeszcze na dwukrotne podniesie stóp procentowych. To kolejne działanie zmierzające do obniżenia inflacji, która – według najnowszych danych GUS-u – wyniosła 8,5%. Widać delikatne spowolnienie dzięki Tarczy Antyinflacyjnej, ale to nie znaczy, że problem został rozwiązany.
– Właściwie to dopiero 2025 rok, jeśli uregulują się procesy międzynarodowe, wojna się zakończy, to możemy się dopiero spodziewać takiego spokojnego rozwoju społeczno-gospodarczego w Polsce. Nie mam dobrych wiadomości – to dopiero rok 2025 – zaznacza prof. Marian Noga, ekonomista z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu.
Sam Narodowy Bank Polski prognozuje, że inflacja wyniesie nawet 12%.
– Niestety, jest więcej argumentów za tym, że ta inflacja będzie wyższa, to chociażby dla kredytobiorców będzie problem w postaci coraz wyższych rat kredytów. W ślad za rosnącymi stopami procentowymi jako odpowiedzi na ten proces inflacyjny – wyjaśnia prof. Bogusław Półtorak, ekonomista z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.
Jeszcze tydzień temu cena za baryłkę ropy przekraczała 130 dolarów. W Polsce za litr paliwa trzeba było zapłacić odpowiednio prawie 8 złotych i 7 złotych za diesla i benzynę. Mija „gorączka” wywołana wybuchem wojny w Ukrainie, a eksperci zapowiadają spadek cen o kilkanaście groszy.
– Zarówno cena baryłki, jak i kurs złotego są dwoma decydującymi czynnikami. Oprócz oczywiście podatków i narzucanych opłat na paliwa, ale tu działa Tarcza Antyinflacyjna. W związku z tym mam dobrą informację dla kierowców. Od poniedziałku ceny paliw będą spadać – mówi prof. Marian Noga, ekonomista z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu.
Przez inflację i sytuację międzynarodową, ceny nie spadną do tych sprzed 24 lutego. Paliwo to podstawa transportu, bez którego nie ma usług i towarów.