– O dziejach feminatywów w XX i XXI wieku zawsze mówię, że tu się zdarzyły, dwa razy zdarzyły się niespodzianki, dwa razy już. Wtedy najpopularniejszy periodyk językoznawczy, poradnik językowy założony w 1901 roku, trzy lata później pisał, że kobiety zaczynają kończyć studia, obejmować niektóre z nich stanowiska zastrzeżony wyłącznie dla mężczyzn. Należy więc się spodziewać, że będą powstawać formy z przyrostkami. I w ogóle sobie nie wyobrażamy, żeby kobieta, która skończy medycynę, była lekarzem. Ona musi być w języku polskim lekarką, doktorką i rozciągnęli to właściwie na wszystkie, na wszystkie profesje. Na wszystkie profesje – mówi prof. Jan Miodek z Uniwersytetu Wrocławskiego.
W czasach Polski Ludowej w myśl propagandy kraj miał zapewniać każdej płci równy start w życiu zawodowym. Toteż powracano do form z przyrostkami jak dyrektorka, prezeska czy kierowniczka.
– Ja jako dziecko, proszę pana, w nurcie tradycyjnym wzrastające w moim rodzinnym mieście w Tarnowskich Górach, do matury wraz z moimi kolegami, do wszystkich nauczycielek szkoły średniej, zwracaliśmy się za pomocą formuły pani profesorko. O każdej kobiecie stojącej na czele szkoły podstawowej mówiło się, że to jest pani kierowniczka, a w szkoły średniej, że to jest pani dyrektorka. Czasem do szkoły przyjeżdżała z Katowic jakaś redaktorka radiowa, gazetowa, później już też telewizyjna i tak dalej, i tak dalej – wspomina językoznawca.
W tych samych latach klarował się też przeciwstawny nurt, w którym wyrazem rangi i powagi piastowanej funkcji miała być forma bezprzyrostkowa, męska.
– Ja już w ten nurt się wtopiłem, ale nie ukrywam, że ja się musiałem trochę przyzwyczajać, żeby będąc w szkole podziękować za zaproszenie pani dyrektor, a nie pani dyrektorce, tak jakbym powiedział 5 lat wcześniej – dodaje prof. Jan Miodek.
Rozpatrując więc używanie feminatywów, już od początku XX wieku można mówić o sinusoidzie.
– Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Mnie też jeszcze nie brzmi gościni. Natomiast jak słyszę dyrektorkę, profesorkę, nawet mi muskuł nie drgnie, a dlaczegóż by nie? – pyta retorycznie profesor.
Profesor Miodek dodaje, że najczęściej jest pytany o to, jak zwracać się do kobiety, która jest ministrem.
– Trzy wyjścia. Tak, jak się zdążyło przez kilkadziesiąt lat ułożyć w polszczyźnie, że może być to minister Kowalska, dajmy na to. Może być ta nawiązująca do łaciny ministra Kowalska, która zaczyna chyba wygrywać. I wreszcie jest trzeci wariant, który mnie by najbardziej odpowiadał, ale połowa Polaków by się puknęła w czoło i powiedziała, że to brzmi niepoważnie. Mnie by najbardziej odpowiadała ministerka Kowalska, jak dyrektorka, profesorka, naczelniczka i tak dalej – wyjaśnia prof. Jan Miodek.
Profesor Miodek zwraca również uwagę na to, że bardzo często obserwujemy sytuacje, gdzie kobiety na tych samych stanowiskach mają odmienne preferencje co do formy zwracania się do nich.
– Ile razy widziałem taką sytuację jak ta nasza, że oto ktoś, kto stoi po Pana stronie, wita panią dyrektor Kowalską. A ona mówi: „nie jestem żadną Panią dyrektor Kowalską, jestem dyrektorką Kowalską”. Więc on na drugi dzień wita Panią dyrektorkę Nowakową. A ona mówi: „nie jestem żadną dyrektorką Nowakową, jestem dyrektor Nowak”. Mój tata powiedziałby w tym momencie, „bądź tu mądry i pisz wiersze”. No, mamy taką sytuację w tej chwili w Polsce – mówi językoznawca związany z Uniwersytetem Wrocławskim.
Jakie jest wobec tego stanowisko jednego z najbardziej znanych polskich językoznawców?
– Trzeba uszanować tych, którzy się przyzwyczaili do tych form męskich, ale trzeba też uszanować tych, którzy w formach przyrostkowych widzą samą naturalność, także biologiczną. A ja jako historyk języka też zajmuję postawę sędziego dawnego bokserskiego, który ogłasza remis, ale jednak ze wskazaniem form przyrostkowych. Ja je wolę. Mnie jest tęskno do profesorki, dyrektorki, redaktorki, lekarki, docentki. W wojsku bym się też nie obraził, gdyby była majorka czy kapitanka nawet. Nie obraziłbym się – podsumowuje prof. Jan Miodek.