– Kłóćmy się, ale po epidemii, a nie w tej chwili jako takiej. To uważam za złowrogie dla funkcjonowania tego państwa. To jest oburzające, co się dzieje w tym kraju. Nie można żyć w strefie permanentnego konfliktu, bo kraj się rozleci albo skończy się to gigantycznymi zamieszkami – mówi prof. Krzysztof Simon, ordynator I Oddziału Zakaźnego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu.
Polska zbliża się do granicy 20 tysięcy pozytywnych przypadków na dobę, ale zarażonych może być nawet cztery razy więcej. Głównym źródłem zakażeń są osoby młode, które bezobjawowo przechodzą COVID-19. Według profesora Simona przebieg epidemii jest teraz poza kontrolą. Tysiące protestujących na ulicach mogą zarazić się od siebie nawzajem.
– Oczywiście te osoby będą się zakażać. To działa także depopulacyjnie. Kobieta, która nie może usunąć ciąży niechcianej albo z ciężką wadą, może je urodzić – przecież nikt jej nie zakazywał i podziwiam takie decyzje, pełen szacunku jestem, ale może nie chce. Jeśli urodzi taki zdefektowany płód, który będzie żył albo nie jakiś okres czasu, nigdy nie zdecyduje się na kolejne dziecko, więc to działanie jest depopulacyjne, zmniejszać liczbę porodów w Polsce – zaznacza prof. Krzysztof Simon, ordynator I Oddziału Zakaźnego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu.
Kolejki do pobrania wymazów to jedno, ale kolejki do oddania krwi to zupełnie inna historia. W ramach protestów kobiety nie poszły do pracy, ale postanowiły zrobić coś dobrego.
Kobiety podkreślają, że nie poszły do pracy, przyłączyły się do protestu, ale też chciały w tym czasie pomóc potrzebującym.
Podczas protestów, uczestnicy mają maseczki, ale powinni także zachować dystans – podkreśla prof. Simon. Takie zgromadzenia to zagrożenie epidemiczne, ale jak pokazują obrazy z Regionalnego Centrum Krwiodawsta i Krwiolecznictwa we Wrocławiu, złość można przekłuć również w coś dobrego. W tej sytuacji jest to krew dla potrzebujących oddało prawie 150 kobiet. Zwykle krwiodawczyń jest od 20 do 30.