– To jest hucpa Prawa i Sprawiedliwości. Tak naprawdę oni chcą większych wydatków na kampanię wyborczą, wymyślili referendum. Mam wrażenie, że Polki i Polacy nie do końca ten temat czują. Nie do końca wierzą w dobre intencje Prawa i Sprawiedliwości – mówi Małgorzata Tracz, posłanka na Sejm RP.
Politycy opozycji podkreślają, że PiS chce wykorzystać referendum do prowadzenia kampanii wyborczej i mobilizacji wyborczej elektoratu. Ich zdaniem pytania mają wzbudzać poczucie strachu, a dodatkowo sama treść sugeruje odpowiedzi – podobnie jak spoty promujące udział w referendum. Widać tam m. in. Jarosława Kaczyńskiego, ale również zaznaczone odpowiedzi…
– PiS robi to na siłę po to, żeby swój elektorat zmobilizować do tego, żeby wygrać wybory. Robi to bardzo podobnie jak Viktor Orban na Węgrzech, zadając abstrakcyjne pytania. Już dzisiaj nikt nie chce podnosić wieku emerytalnego. Żaden odpowiedzialny polityk o tym nie mówi. A Jarosław Kaczyński na siłę zadaje pytania, na które wszyscy znamy odpowiedź. Jarosław Kaczyński chce zapytać Polaków o wyprzedaż majątku. Przypominam, że to on sam sprzedał Lotos Saudyjczykom, a teraz próbuje zmobilizować elektorat, zadać abstrakcyjne pytania o uchodźców, o bezpieczeństwo – mówi Dominik Kłosowski, Nowa Lewica.
Nikt z polityków opozycji nie porusza kwestii, o które władza chce zapytać obywateli. Według PiSu są to jednak „kluczowe” sprawy.
– To referendum, z którym będziemy mieli do czynienia, niestety ma na celu po prostu wspierać partię rządzącą w wyborze na następną kadencję, budzić się i budować poczucie strachu i zagrożenia. I to politycy PiSu robią. Dlatego uważam, że to referendum, powiedziałbym nie jest takim referendum demokratycznym. Ja nie mówię, że nie są poważne kwestie poruszane, tylko że sposób przedstawienia tych pytań, dobór tych pytań jest taki, powiedziałbym, absolutnie polityczny, skierowany tylko i wyłącznie na poczet kampanii wyborczej – mówi Michał Jaros, poseł na Sejm RP, przewodniczący PO na Dolnym Śląsku.
– Te pytania nic nie zmienią, nie zmienią żadnego statusu quo, bo nikt tego statusu quo nie chce naruszyć. Zamiast pytać o jakieś ważne rzeczy, o reformę ochrony zdrowia, która tak jak rozmawiam z ludźmi, jest niezwykle ważna, o ochronę przyrody, o kwestie związane z gospodarką, coś, co naprawdę byłoby ważne w rozwoju Polski. Oni urządzili polityczny spektakl czterema pytaniami, które tak naprawdę są bardzo daleko od realnych potrzeb i problemów ludzi – mówi Małgorzata Tracz, posłanka na Sejm RP.
Udział w wyborach i referendum to dwa niezależne od siebie głosowania. Referendum jest wiążące, jeśli zagłosuje przynajmniej połowa uprawnionych, ale warto pamiętać, że już samo pobranie karty do głosowania wlicza się do frekwencji, nawet jeśli oddamy nieważny lub pusty głos.
– Bardzo jest istotne, o czym chcę Państwu powiedzieć dobitnie – Nie bierzemy udziału w referendum. Proszę nie pobierać kart i poprosić kogoś z komisji odnotowanie tego, że nie biorę udziału w referendum. To jest bardzo istotne dla naszej demokracji, dlatego że referendum stało się narzędziem wyborczym, narzędziem politycznym Prawa i Sprawiedliwości to jest po prostu rodzaj pornografii politycznej – mówi Krzysztof Mieszkowski, poseł na Sejm RP.
– Ludzie po prostu wiedzą, że w tym referendum nie powinno się brać udziału, że jest to po prostu polityczny cyrk – mówi Małgorzata Tracz, posłanka na Sejm RP.
– Ja idąc na wybory 15 października w komisji wyborczej, z której będę pobierał karty do głosowania do Sejmu i Senatu, zaznaczę przewodniczącemu komisji, że odmawiam pobrania karty przy głosowaniu o referendum i zostanie to odnotowane w protokole komisji – mówi Dominik Kłosowski, Nowa Lewica.
Po 89’ roku w Polsce odbyły się jedynie dwa wiążące referenda – dotyczące przyjęcia Konstytucji RP oraz przystąpienia Polski do Unii Europejskiej.