Prawo nakazuje pracownikom elektrowni do wydobywania śmieci z wody. Mają nawet do dyspozycji specjalny, wyremontowany pojazd, który sprawnie pomaga w usuwaniu odpadów. To jest to szare urządzenie z kabiną. Jest sprawne. Od czasu do czasu jego praca prezentowana jest gościom, w tym studentom politechniki.
Niestety pracownicy elektrowni na codzień z niego nie korzystają, ignorując tym samym prawo i zwykłą przyzwoitość. Sąsiedzi elektrowni opowiadają jak pracownicy przepychają napływające śmieci z okolic wyspy słodowej przez jaz w dół rzeki. Filmy nagrane przez przechodniów pokazują wielkie ławice odpadów, które spływają z nurtem. To nie przypadek, że tak się dzieje. Pracownicy za pomocą długich tyczek pomagają śmieciom płynąć dalej. Ten proceder trwa od lat. Na nic protesty mieszkańców, na nic interwencje dziennikarzy.
Śmieci będzie przybywać w ciepłych miesiącach, gdy po ustaniu koronawirusowych zakazów na okolicznych nabrzeżach znowu pojawią się wypoczywający. Niesione przez wiatr i nurt rzeki znowu będą spływać w jedno miejsce, pod elektrownię.
Ustawa odpadowa mówi wyraźnie o nakazie usuwania odpadów z miejsc nieprzeznaczonych do składowania. Elektrownia jako zarządca fragmentu nabrzeża jest odpowiedzialna za jego czystość. O toczący się od lat proceder próbowaliśmy zapytać i kierownictwo elektrowni i odpowiedzialnych za temat urzędników. Telefony i maile pozostają bez odpowiedzi. Czyżby koronawirus zwalniał z przestrzegania prawa?
Na pewno nie zostawimy tak tego tematu. Będziemy do niego wracać, aż wyjaśnimy sprawę.