– Niestety jest to taki rok uklepywania gruntu w gospodarce przy niższych poziomach i wiele zależy oczywiście od tego, jak rozwiązany zostanie konflikt w Ukrainie, bo to jest jednak ryzyko geopolityczne naszego regionu. My ciągle makroekonomicznie, szczególnie mając złotego jako walutę własną, jesteśmy bardzo narażeni na bycie w tym koszyku krajów narażonych na pewne dodatkowe ryzyko – tłumaczy prof. Bogusław Półtorak, Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu.
– Demografia, starzenie się naszego społeczeństwa, napływ dalszej części uchodźców, modernizacje i inwestycje zostaną trochę wstrzymane przez rosnące koszty wynagrodzeń i problemy ze zdobyciem kapitału przez przedsiębiorstwa, no i ostatnim czynnikiem będą oczywiście nieprzewidywalne, albo przewidywalne wręcz, zmiany wywołane zmianami prawnymi i tym otoczeniem – wylicza dr Adam Sulich, Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu.
Od początku roku pojawiło się wiele zmian podatkowych. Wróciły stare stawki VAT za paliwo i energię – znów wynoszą 23 procent. Wzrosły opłaty ZUS dla osób prowadzących własny biznes, miesięcznie to prawie 200 zł więcej.
– Wzrost wartości produktywności w Polsce już od kilkunastu miesięcy jest na takich negatywnych poziomach, oczywiście to jest efekt inflacji, miejmy nadzieję, że ta inflacja jednak w tym roku będzie spadać z powodu efektów tych popytowych. Już spada popyt na niektóre produkty, w niektórych branżach, więc te ceny intensywnie nie rosną, właśnie np. te ceny budowlano-montażowe już nie rosną tak intensywnie jak te ceny chociażby energii, bo te wzrosty były dużo wyższe – dodaje prof. Półtorak.
Ale rośnie presja dotycząca podwyżek wynagrodzeń.
– Wzrasta dwukrotnie w tym roku minimalne wynagrodzenie i od stycznia to już się dzieje, a druga podwyżka będzie w lipcu, czyli odpowiednio 2 700 netto i 2 800 złotych netto będziemy zarabiać w Polsce i to będzie takie wyzwanie dla pracodawców, bo nie wszyscy będą mogli sprostać kolejnym nadchodzącym podwyżkom płacy minimalnej – mówi dr Sulich.
Stabilizuje się za to sytuacja dotycząca kredytów, w tym kredytów hipotecznych. NBP nie zdecydował się w ostatnim czasie na podwyżki stóp procentowych, a banki coraz chętniej udzielają kredytów.
– Ja uważam, że w 2023 roku banki mogą przyspieszyć, dość łatwo, akcję kredytową, tylko muszą zajść takie warunki bardziej w otoczeniu. Czyli po pierwsze, niższa inflacja i to utrwalenie przekonania, że stopa procentowa w Polsce będzie niższa w perspektywie najbliższych lat, bo to automatycznie obniża ratę i zwiększa zdolność kredytową. Ja jestem wdzięczny w ogóle prof. Glapińskiemu, bo on w ciągu roku wszystkich Polaków od dzieciaka do najstarszego nauczył, co to jest WIBOR. Myślę, że perspektywa raczej będzie taka, że te kredyty już, w ciągu miesięcy praktycznie, będziemy widzieć, że one zaczynają tanieć, jeżeli mówimy o tej zmiennej stopie procentowej – pociesza prof. Półtorak.
Wielkim znakiem zapytania pozostają pieniądze z Unii Europejskiej, które pozwoliłyby odblokować inwestycje będące wyznacznikiem dalszego rozwoju Polski.