– Przez wielu tygodni marzyliśmy o tym, żeby móc zobaczyć się z wrocławianami, patrząc na miasto ze Sky Tower. Także o tym, żeby oni mogli nas zobaczyć. Udało nam się stworzyć atmosferę domówki, jaką przecież my wszyscy od wielu miesięcy sobie robimy, zawodowo lub prywatnie – mówi Paweł Gołębski, reżyser oraz prowadzący tegorocznego Sylwestra Życia we Wrocławiu.
– Super inicjatywa, która mogła chociażby troszeczkę zaangażować wrocławskie środowisko muzyczne – mówi Piotr Świętoniowski, muzyk.
Impreza odbyła się pod hasłem Sylwester Życia. Pojęcie to ma wiele znaczeń.
– Zwykle ludzi mówili albo podpisywali i wrzucali swoje zdjęcia do sieci pod hasłem „Sylwester Życia” – tak było w poprzednich latach, więc pomyślałem sobie, że ten Sylwester też jest Sylwestrem Życia. Nie dlatego, że ludzie są na jakiejś spektakularnej imprezie, a dlatego, że my tego nigdy nie zapomnimy. Jeszcze z drugiego powodu, dlatego, że tej nocy i ostatnimi czasy toczy się walka o zdrowie i życie, tych którzy teraz leżą w szpitalach. Również tych, którzy walczą o czyjeś zdrowie, czyli pracowników służby zdrowia – opowiada Paweł Gołębski.
Jak mówią artyści była to dla nich niezwykła przygoda.
– Przyszło mi grać do tej pory najwyżej ze wszystkich punktów, na jakich miałem przyjemność grać. Była to bardzo nietypowa forma, jak i cała teraźniejsza sytuacja – mówi Maciej Turowski, Dj Gambit.
Impreza się udała, ale artyści liczą na powrót do tradycyjnych koncertów.
– Jest to na swój sposób ciekawe, ale wszyscy wolimy, żeby to się odbywało w normalnych warunkach – dodaje Piotr Świętoniowski, muzyk.
– Wierzę, że po tym Sylwestrze, wszyscy jeszcze bardziej tłumnie przyjadą na Rynek i Jarmark. My z kolei będziemy mogli postawić wielką scenę tak jak kiedyś i może cały Wrocław tam będzie grał – mówi Paweł Gołębski, reżyser oraz prowadzący tegorocznego Sylwestra Życia we Wrocławiu.
Sylwester w tej formie odbył się po raz pierwszy, ale oby i po raz ostatni.