– Po raz 31. w tym roku Galeria Twórczości Młodych w Młodzieżowym Domu Kultury Śródmieście we Wrocławiu zorganizowała wojewódzki konkurs „Najpiękniejsza Szopka Betlejemska”. A rezultaty, czyli pokonkursową wystawę możemy oglądać w sali naszego muzeum – mówi Joanna Kurbiel, Muzeum Etnograficzne Oddział Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
A to aż 86 szopek wykonanych różnymi technikami.
– Przeważają szopki zrobione z drewna, z naturalnych materiałów, szyszek, kamieni i kory, ale także mamy sporo szopek ceramicznych. Mamy szopkę, jedną z makaronu, z materiałów recyklingowych, np. z gazety albo z kosza dla kota – mówi Joanna Kurbiel, Muzeum Etnograficzne Oddział Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
Wystawę można oglądać do 28 stycznia, ale w tym roku jest coś jeszcze.
– Po raz pierwszy w tym roku Muzeum Etnograficzne organizuje plebiscyt dla publiczności. Widzowie mogą wybrać swoje ulubione szopki, te, które uznają, że są najpiękniejsze, zagłosować i zostaną losowane nagrody. Mamy specjalną urnę, mamy karty do głosowania. Wystarczy wypełnić, wrzucić do urny i czekać na rozstrzygnięcie – mówi Joanna Kurbiel, Muzeum Etnograficzne Oddział Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
Wystawa szopek to nie wszystko. Jest jeszcze jedna, która opowiada o jednej z największych bożonarodzeniowych tradycji, czyli kolędnikach.
– Wystawa „Zaklinaczy czasu. Kolędniczy teatr obrzędowy” to ekspozycja, która od 25 listopada do 4 lutego jest czynna w muzeum, na którą serdecznie zapraszamy. Wystawa jest moim zdaniem rzeczywiście wyjątkowa, kolorowa, barwna, tajemnicza, dynamiczna, bowiem opowiada o kolędników, grupach, które są niezwykle hałaśliwe, dynamiczne, kolorowe, które kiedy wpadają do domu czy wpadały do domu z wielkim wrzaskiem, ale także z taką wielką, wielką dobrą nowiną. Przynosili życzenia pomyślności, dobrobytu, szczęścia. Słowa, które wówczas wypowiadały, jak mówiono, miały moc sprawczą. Wtedy zaklinano tę rzeczywistość. Dlatego zaklinacze czasu. Dlaczego kolędniczy teatr obrzędowy? Dlatego, że ci kolędnicy mieli określone przebrania, ustalone przez tradycję rekwizyty, wygłaszali od wielu lat znane teksty, magiczne formuły. To tworzyło taką niezwykłą atmosferę specyficznego teatru, dla którego sceną była właśnie izba, wnętrze domu to bezpieczne. Aktorami byli kolędnicy, widzami byli domownicy – mówi Dorota Jasnowska, Muzeum Etnograficzne Oddział Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
We Wrocławiu zgromadzono rekwizyty z muzeów z Bytomian, Katowic, Żywca i Opola. Tradycja kolędników to przede wszystkim cały XX wiek, ale w niektórych regionach Polski jest wciąż żywa na przykład w Żywcu, Zakopanem czy na Opolszczyźnie. Aby grupa mogła nazywać się kolędnikami, musiała mieć kilka ważnych postaci.
– Zawsze była śmierć, zawsze był diabeł, zawsze był jakiś dziad, który przynosił dobrą nowinę. Było oczywiście w przypadku grup herodowych, król Herod, marszałkowie, którzy opowiadali o całej historii, więc tych postaci jest wiele, ale można je podzielić na te postacie dobre i złe, te, które gwarantowały taki bezpieczny przebieg tego obrzędu. Więc bardzo często właśnie Mikołaj, ksiądz, bo takie obowiązkowo też miały miejsce, czy postacie gospodyni, gospodarza, którzy mieli przyjąć tych kolędników. Ale właśnie te postacie, takie jak diabeł, śmierć stwarzały taką atmosferę niesamowitości i strachu. I bardzo często dla takiej przeciwwagi tego strachu, ten diabeł odtwarzał różne żartobliwe scenki czy w żartobliwy sposób się zachowywał po to, żeby ten cały strach trochę oswoić – mówi Dorota Jasnowska, Muzeum Etnograficzne Oddział Muzeum Narodowego we Wrocławiu.