W badaniu lekarze będą używać chlorochiny, czyli leku, który podaje się chociażby w przypadku malarii. Przewiduje się, że może on mieć pozytywny wpływ na zwalczanie skutków zarażenia koronawirusem.
– Wielu ekspertów traktuje chlorochinę jako lek, który może być potencjalnie korzysty w leczeniu koronawirusa. Natomiast należy to jednoznacznie podkreślić, że obecnie nie mamy żadnych wiarygodnych danych, które by mówiły, czy ten lek działa czy nie – mówi prof. Ewa Jankowska z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
Badanie jest jednym z kluczowych w walce z koronawirusem, ponieważ może odpowiedzieć na pytanie czy leczenie chlorochiną, pacjenta, który nie ma zaawansowanych objawów może zapobiec niewydolności oddechowej, a nawet zgonowi.
– My wszyscy widzimy, że w większości przypadków: ponad 80% pacjentów przechodzi tę chorobę bardzo łagodnie. Natomiast problemem dla pacjenta, lekarz i całej służby zdrowia są właśnie te powikłania oddechowe – dodaje prof. Ewa Jankowska z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
– Proszę pamiętać, że to zakażenie to jest choroba przeziębieniowa z natury rzeczy. Natomiast zdecydowanie częściej u ludzi starszych i ze współchorobowością wywołuje zapalenie płuc niż wszystkie pokrewne tego rodzaju wirusy, dlatego jest tak niebezpieczna i skąd ta panika – wyjaśnia prof. Krzysztof Simon, ordynator I Oddziału Zakaźnego w szpitalu przy ulicy Koszarowej.
Oprócz tego badanie odpowie na pytanie, czy ten lek jest bezpieczny. Poddany zostanie pacjentom, którzy nie muszą być hospitalizacji, a pozostają w izolacji domowej albo nowotworzonych izolatoriach. Połowa z czterystu osób będzie leczona chlorochiną, a reszta jedynie objawowo, jak do tej pory.
– Aby zapewnić również bezpieczeństwo takiej terapii, każdy chory będzie zaopatrzony w sprzęt telemedyczny do monitorowania temperatury, ciśnienia, saturacji. Pacjent podczas dwutygodniowej terapii będzie raportował poprzez odpowiedni dzienniczek internetowy jak się czuje i jakie ma dolegliwości – mówi prof. Ewa Jankowska z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
W szpitalu przy ulicy Koszarowej pacjentów leczy się terapią, która zawiera w sobie połączenie między innymi kaletry z chlorochiną.
– Chlorochina była lekiem na reimatoidalne zapalenie stawów i na część szczewów malarii, jeśli one były wrażliwe. Każdy lek ma swoje wskazania, przeciwskazania i określone działania nieporządane. Generalnie na kilkanaście osób, które otrzymały tę kombinację leków, tylko jedna lub dwie osoby wykazały progresję do bardziej zaawansowanych stadiów i trafiły na reanimację – zaznacza prof. Krzysztof Simon, ordynator I Oddziału Zakaźnego w szpitalu przy ulicy Koszarowej.
Pierwsze wnioski z prowadzonych badań będzie można wyciągnąć za osiem tygodni.