—Według mnie to jest realne zagrożenie, jeżeli ktoś przy takiej wodzie nie chce ewakuować swojego portu, pontonu, czy plaży. Nie wiemy, jaka w tej chwili woda do Wrocławia przyjdzie, a nuż przyjdzie półtora metra albo dwa i pół i nikt nie jest w stanie tego przewidzieć — dodaje Mariusz Lampa, zarządca mariny Topacz.
— Przede wszystkim jako użytkownicy terenów zalewowych dostaliśmy instrukcję od Wód Polskich jak postępować w przypadku przejścia wysokich stanów wód. Są instrukcje, które mówią, że podczas pokazania odpowiednich stanów na wodowskazach powinniśmy zacząć ewakuację. No i tak właśnie postępujemy zgodnie z tymi procedurami. Jest to ważne głównie dlatego, że takie niekontrolowane obiekty pływające mogą wpaść gdzieś na infrastrukturę wodną, na obiekty hydrotechniczne i je uszkodzić po prostu, stanowiąc zagrożenie dla mieszkańców poniżej danego obiektu — wyjaśnia Paweł Hamerliński, bossman mariny.
” Abonent w chwili obecnej jest zajęty, zadzwoń później lub poczekaj na lini” … — trwa próba połączenia telefonicznego z rzecznikiem prasowym Wód Polskich.
— Próbujemy dodzwonić się do Rzecznika Wód Polskich i zapytać, czy mają zamiar jakiekolwiek konsekwencje wyciągnąć w związku z tym, że właściciele tych obiektów, które tutaj się znajdują i stacjonują na Odrze, nie usunęli ich mimo licznych wezwań, zabezpieczając te barki jedynie linami do drzew — wyjaśnia reporter.
Mimo licznych prób połączenia telefonicznego z rzecznikiem prasowym Wód Polskich nie udało nam się uzyskać odpowiedzi, więc zapytaliśmy o bieżącą sytuację na Odrze dyrektora Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu, Jana Pyś.
— Chcieliśmy zobaczyć, jak te statki są zabezpieczone. My już od kilku dni tutaj jeździmy. Inspektorzy naszego urzędu wydawali odpowiednie dyspozycje, jak te statki mają się zachować — mówi Jan Pyś, dyrektor Urzędu Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu.
— W piątek dostaliśmy informację, że przekraczamy pierwszy scenariusz powodziowy, czyli odpowiednią wysokość na wodowskazie brzeg Opolski. Musimy się wtedy do tego stosować, więc podjęliśmy decyzję o ewakuacji wszystkich. Jednym z bezpiecznych portów z powiedzenia jest właśnie tutaj Marina Osobowice, nasza zaprzyjaźniona, do której przeprowadziliśmy łodzie. Wstrzymywaliśmy się jeszcze z ewakuacją pomostów, ale w sobotę rano dostaliśmy decyzję, że wszystko musi być z wody ściągnięte. No i przy pomocy naszych przyjaciół tutaj z okolicznych szkół żeglarskich udało nam się pomosty bezpiecznie powyciągać z wody i przyjechać do pomocy tutaj do Marina Osobowice — informuje Mariusz Lampa, zarządca mariny Topacz.
Sytuacja jest dynamiczna, jak udało nam się dowiedzieć, użytkownicy gruntów pod rzeką Odrą oraz dzierżawcy gruntów pokrytych wodami poza linią brzegu rzeki Odry zobowiązani są odholować obiekty pływające do bezpiecznego miejsca postoju uzgodnionego z Wodami Polskimi zgodnie z zapisami zawartych umów.
— Nie jest to tylko nasz wymysł. To jest prawny obowiązek ewakuacji pomostu, a szczególnie na takim akwenie, jakim jest Śródmiejski Węzeł Wodny, który jest w centrum miasta nad wszystkimi jazami, więc wszyscy się muszą do tego stosować. Obojętne czy dostaną nakaz na piśmie, w chwili kiedy wynajmują marinę, muszą przedstawić instrukcję mariny, pomostów, czy restauracji pływającej. W tej instrukcji jest jasno napisane, przy jakich warunkach hydrologicznych trzeba ewakuować — podkreśla Mariusz Lampa, zarządca mariny Topacz.
— Na całe szczęście większość jest zdyscyplinowana, ale niestety też jest część osób, która albo nie odbiera telefonów, albo bagatelizuje zagrożenie. No ale niestety musimy ewakuować na własne ryzyko te jednostki, żeby później nie mieć pretensji do siebie, że coś uszkodziliśmy — mówi Paweł Hamerliński, bossman mariny.
Mimo nakazu usunięcia jednostek pływających, jakie otrzymali ich właściciele, wydaje im się, że takie umocowania wystarczą? — zadaje pytanie reporter.
— No jest to trochę jednak bezmyślność, bo stanowi to zagrożenie dla można powiedzieć, setek mieszkańców, bo jeżeli rozleje się woda i taki pomost będzie pływać po mieście, no to będzie wszystko niszczyć na swojej drodze — mówi Paweł Hamerliński, bossman mariny.
— No wiemy, że to są ogromne koszty dla nas. Pomijając to, że robimy to przy pomocy przyjaciół, więc nie ma tych kosztów osobowych zawsze, ale wynajęcie dźwigów, wynajęcie przyczep, wynajęcie ochrony, gdzie trzeba przewieźć te łódki, to wszystko są wielkie koszty. Spodziewam się, że chodzi o to, że inni nie ewakuują albo wręcz czekają do ostatniej chwili, bo w chwili kiedy myśmy ewakuowali port, ta woda naprawdę wyglądała jak w czerwcu, jak w maju, czyli całkowicie spokojnie i właściciele łodzi do nas mieli też pretensje, czemu robimy to już, jak jeszcze woda stoi, przecież jest ładnie, przecież nic się nie dzieje, o co nam chodzi. Dopiero jak uświadamiamy, zobaczcie na wodowskazy, które są wyżej, na Odrze, ta woda naprawdę dojdzie, ona nie wyparuje, ona przyjdzie do nas. No to niektórych groźbą, niektórych prośbą, ale udało się namówić właścicieli łodzi — dodaje Mariusz Lampa, zarządca mariny Topacz.
— Takie operacje mamy co roku w zasadzie, na początek sezonu i na koniec. Jednak taka operacja jak teraz jest wyjątkowa, ponieważ mamy niestety dość bliski deadline, żeby ze wszystkim zdążyć, no i ryzyko zagrożenia, więc nie możemy tego rozciągnąć bardziej w czasie. Ale to takie pierwsze nasze przeszkolenia, odkąd istnieje marina od 2019 roku — podkreśla Paweł Hamerliński, bossman mariny.