– Stanęła duża klinika, duży ośrodek perinatalny we Wrocławiu. 107 łóżek, ponad 160-osobowy zespół – wszystko to stanęło w swoich pracach i obowiązkach – mówi prof. Lidia Hirnle, kierownik I Katedry i Kliniki Ginekologii i Położnictwa UM we Wrocławiu.
Mimo że na drzwiach kliniki przy ul. Chałubińskiego jest informacja o wstrzymaniu przyjęć – pani Monika o tym nie wiedziała. Ma skierowanie do szpitala, bo termin porodu jest za 12 dni.
Przyjechała aż z Góry – to 100 km od Wrocławia.
– Ja jestem cukrzykiem z insuliną. W 39-tygodniu muszę mieć cesarkę albo wywołany poród. Tu zostałam wysłana przez mojego lekarza – mówi pani Monika z Góry.
Pani Irena jest w lepszej sytuacji. Wczoraj urodziła synka Aleksandra, miała cesarskie cięcie. Jutro lekarze planują wypisać pacjentkę do domu.
– Jeszcze nie doszłam do siebie po porodzie, nie wiem w jakim stanie jest moje dziecko, czy jest gotowe do wypisu. Jestem zdziwiona tą sytuacją – mówi Irena Ulma, pacjentka po cesarskim cięciu.
Sytuacją zaniepokojony jest cały personel szpitala. To 160-cio osobowy zespół – lekarze, pielęgniarki, salowe. Nie wszyscy będą potrzebni do opieki nad ciężarnymi z Covid-19.
– Powiedziano nam, że sami musimy o siebie zadbać w tym czasie, bo będzie nas tu garstka potrzebna, już nawet nie powiem ile – mało. Ale co mamy zrobić, przecież mamy umowy o pracę, na stałe – Sylwia Kozioł, położna.
– Czy będziemy przeniesione na Borowską, czy mamy sobie same szukać pracy? Nikt nic nie wie – dodaje Ewa Franz, położna.
To dla Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego może być poważny problem.
– Opłacanie pensji tak dużego zespołu to duży wysiłek finansowy i może dojść do zapaści albo wręcz do likwidacji ośrodka – niepokoi się prof. Lidia Hirnle, szefowa kliniki.
Pod obywatelską petycją „Nie dla zamknięcie kliniki” podpisało się prawie 3 tys. osób. Wczoraj z szefami wrocławskich klinik, z przedstawicielami Urzędu Marszałkowskiego, z wrocławskimi posłankami spotkał się wojewoda dolnośląski. Obiecał jeszcze raz rozpatrzyć sprawę. Dziś – po raz pierwszy w tej sprawie – zwołano konferencję.
– Szpital przy Chałubińskiego jest częścią większej całości – USK. Ginekologia i położnictwo jest zarówno na Chałubińskiego jak i na Borowskiej. To jest jeden organizm. Widząc jaka jest tam dobra organizacja szpitala klinicznego wychodziłem z założenia, że te wszystkie unikatowe poradnie w ciągu dwóch tygodni dojdzie do porozumienia i poustawiania pracy. Oczywiście jest to zaburzenie normalnej pracy – tłumaczy podtrzymanie swojej decyzji o zamknięciu kliniki Jarosław Obremski, wojewoda dolnośląski.
To trudna do zaakceptowania decyzja. Uderza bezpośrednio w kobiety.
– W kobiety rodzące, które i tak mają czasami ciężko dostać się do lekarza i w sytuacji, gdy ktoś nie będzie wiedział, że szpital jest zamknięty ryzykuje urodzenie w drodze lub na progu szpitala, to niebezpieczne – mówi Irena Ulma.
Od decyzji wojewody USK odwołał sie do Ministerstwa Zdrowia. Resort na razie nie odniósł się do tej sprawy.