Zamknięta porodówka! To uderzy w kobiety!

Facebook
Twitter
LinkedIn
Email
Tak pusto tu jeszcze nigdy nie było. Ewakuowane pacjentki, także ciężarne. Przeniesione na inne oddziały noworodki, także te wymagające intensywnej  terapii. Odwołane operacje, także onkologiczne, na które pacjentki nie mogą czekać.  A do tego wstrzymana działalność 5 poradni - specjalistycznych, unikatowych w skali całego województwa. To efekt decyzji wojewody dolnośląskiego, który zdecydował, że teraz tu będą rodzić ciężarne z koronawirusem. W skali całego regionu, w ciągu roku, takich porodów było siedem. Protestują lekarze, personel medyczny i środowiska kobiece.

 

– Stanęła duża klinika, duży ośrodek perinatalny we Wrocławiu. 107 łóżek, ponad 160-osobowy zespół – wszystko to stanęło w swoich pracach i obowiązkach – mówi prof. Lidia Hirnle, kierownik I Katedry i Kliniki Ginekologii i Położnictwa UM we Wrocławiu.

Mimo że na drzwiach kliniki przy ul. Chałubińskiego jest informacja o wstrzymaniu przyjęć – pani Monika o tym nie wiedziała. Ma skierowanie do szpitala, bo termin porodu jest za 12 dni. 

Przyjechała aż z Góry – to 100 km od Wrocławia. 

–  Ja jestem cukrzykiem z insuliną. W 39-tygodniu muszę mieć cesarkę albo wywołany poród. Tu zostałam wysłana przez mojego lekarza  – mówi pani Monika z Góry. 

Pani Irena jest w lepszej sytuacji. Wczoraj urodziła synka Aleksandra, miała cesarskie cięcie. Jutro lekarze planują  wypisać pacjentkę do domu. 

–  Jeszcze nie doszłam do siebie po porodzie, nie wiem w jakim stanie jest moje dziecko, czy jest gotowe do wypisu. Jestem zdziwiona tą sytuacją –  mówi Irena Ulma, pacjentka po cesarskim cięciu. 

Sytuacją zaniepokojony jest cały personel szpitala. To 160-cio osobowy zespół – lekarze, pielęgniarki, salowe. Nie wszyscy będą potrzebni do opieki nad ciężarnymi z Covid-19. 

–  Powiedziano nam, że  sami musimy o siebie zadbać w tym czasie, bo będzie nas tu garstka potrzebna, już nawet nie powiem ile – mało. Ale  co mamy zrobić, przecież mamy umowy o pracę, na stałe –   Sylwia Kozioł, położna. 

–  Czy będziemy przeniesione na Borowską, czy mamy sobie same szukać pracy? Nikt  nic nie wie – dodaje Ewa Franz, położna. 

 To dla Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego  może być poważny problem. 

–  Opłacanie pensji tak dużego zespołu to duży wysiłek finansowy i może dojść do zapaści albo wręcz do likwidacji  ośrodka – niepokoi się  prof. Lidia Hirnle, szefowa kliniki. 

Pod obywatelską petycją  „Nie dla zamknięcie kliniki” podpisało się prawie 3 tys. osób. Wczoraj z szefami wrocławskich klinik, z przedstawicielami Urzędu Marszałkowskiego, z wrocławskimi posłankami spotkał się wojewoda dolnośląski. Obiecał jeszcze raz rozpatrzyć sprawę. Dziś – po raz pierwszy w tej sprawie – zwołano konferencję.  

 – Szpital przy Chałubińskiego jest częścią większej całości  – USK. Ginekologia i położnictwo jest zarówno na Chałubińskiego jak i na Borowskiej. To jest jeden organizm. Widząc jaka jest tam dobra organizacja szpitala klinicznego wychodziłem z założenia, że te wszystkie unikatowe poradnie w ciągu dwóch tygodni dojdzie do porozumienia i poustawiania pracy. Oczywiście jest to zaburzenie normalnej pracy – tłumaczy podtrzymanie swojej decyzji o zamknięciu kliniki Jarosław Obremski, wojewoda dolnośląski. 

 To trudna do zaakceptowania decyzja. Uderza bezpośrednio w kobiety. 

– W kobiety rodzące, które i tak mają czasami ciężko dostać się do lekarza i w sytuacji, gdy ktoś nie będzie wiedział, że szpital jest zamknięty ryzykuje urodzenie w drodze lub na progu szpitala, to niebezpieczne –  mówi Irena Ulma. 

Od decyzji wojewody USK  odwołał sie do Ministerstwa Zdrowia. Resort na razie nie odniósł się do tej sprawy.  

Zobacz również

Social media

SKONTAKTUJ SIĘ Z NAMI!

Masz istotne informacje?

Napisz do nas:
kontakt@echo24.tv

Najnowsze programy