–Ciężko to znoszę, bo jestem już wiekowa. Kiedy na to patrzę, chce mi się płakać, bo współczuję tym mieszkańcom. Na pewno cierpią z osamotnienia, może są starsi, chorzy i tak jak ja, mieszkają sami – mówi Stefania, mieszkanka Wrocławia.
–Jest duże poruszenie, ludzie są przygnębieni, zestresowani, nie wiemy, co nas czeka. Sytuacja jest, jaka jest, po prostu jest ciężko – skomentowała Teresa, mieszkanka Wrocławia.
-Wczoraj byłem tu do późna, do 20.00. Wiele osób pracowało. Dzisiaj widzę, że zaangażowały się służby miejskie, oprócz mieszkańców. Nie widzę zagrożenia, ale nie wiem, co jeszcze przyniesie Odra. Jaka fala nadejdzie i jakie spustoszenie spowoduje. Ludzie zabezpieczają wszystko, walczą, wiadomo. Większość to młodzi ludzie, na nowych osiedlach. Pracują, ratują swoje. Co będzie dalej, czas pokaże – dodał Jan, mieszkaniec Wrocławia.
–Cały czas przychodzę i sprawdzam, robię rekonesans, bo mieszkam w miejscu, które nie jest zalewowe, ale po 1997 roku to gdzieś we mnie siedzi. Mam wrażenie powodzi, tym bardziej że mieszkałam wtedy w miejscu, które zostało zalane. To nie jest miłe wspomnienie – mówi Hanna, mieszkanka Wrocławia.
-Myślę, że na pewno się obawiają. Wszyscy angażują się w budowę wałów przeciwpowodziowych: dużo ludzi, wojsko, mieszkańcy. Ja też mieszkam tutaj, na Stabłowicach, i widzę, jak Bystrzyca się podnosi – komentuje Marek, mieszkaniec Wrocławia.
-Niby jestem spokojna, ale mimo wszystko gdzieś to odczuwam wewnętrznie. Staram się nie myśleć o tym, czy nas zaleje, ale uważam, że muszę monitorować sytuację. Mam wewnętrzne napięcie – dodaje Hanna.
–Obecnie prowadzę tam bistro z narzeczoną, właśnie próbuję dojechać, więc nie wiem, co tam się dzieje. Mieszkamy na Praczach, wczoraj walczyliśmy przez 14 godzin. Ciężko określić nastroje jako stabilne i spokojne. Wszyscy się denerwują, ale myślę, że będzie w porządku. Patrząc na organizację, jak zawsze, i mobilizację, myślę, że będzie dobrze – powiedział Marcin, mieszkaniec Wrocławia.
-Wśród mieszkańców, przeważnie kogo spotkam, każdy jest zbulwersowany. Współczuję tym ludziom, co tu dużo mówić, po prostu po ludzku im współczuję – komentuje Roman, mieszkaniec Wrocławia.
–Ogólnie sytuacja wygląda stabilnie. Ludzie, z którymi się spotykam, nie są aż tak bardzo zestresowani. Widać, że wszystko przebiega spokojnie i jest dobrze zorganizowane, więc nie ma powodu do paniki – podsumował Piotr, mieszkaniec Wrocławia.
Widok zalanych ulic na wrocławskich Marszowicach przywołuje wspomnienia wśród mieszkańców. Wszyscy, którzy pamiętają 1997 rok, mówią o panującym wtedy niepokoju, porównując powódź tysiąclecia do dzisiejszej sytuacji w mieście.
-Nie było tak jak teraz. Też były ogródki działkowe zalane, ale przyszło to wtedy znienacka. Teraz bardziej się na to przygotowujemy. Ludzie pracują, są zmobilizowani. Uważam, że teraz jesteśmy lepiej przygotowani niż podczas tamtej powodzi – komentuje Teresa, mieszkanka Wrocławia.
–Tu też była woda, nie pamiętam dokładnie, bo walczyliśmy. Walczyliśmy tutaj i później na przejeździe kolejowym. Ale to było zupełnie coś innego, bo wtedy zalało nas, nie wiem, skąd, ale była tam Ługowina i podobno kolektory to powodowały. Ale to było 27 lat temu – dodał Jan.
–Nie mieszkałem tutaj, mieszkałem w innej miejscowości, też byliśmy zalani do półtora metra, koło Nysy. Pochodzę stamtąd, więc wiem, co tam się działo. A teraz jestem tu i znowu powódź. Mam nadzieję, że teraz nie będzie tak źle – wspomina Marek.
–Jedno dziecko wracało z kolonii, strugi deszczu, a ja czekałam, bo jechali od strony Kłodzka tuż przed falą powodziową. To było przerażające. Starsze dziecko poszło ratować Wrocław na całą noc, a my tylko sprawdzaliśmy, jak szybko napływała woda. Studzienki zaczęły wybijać fekalia, to było przerażające. Tydzień bez prądu, gazu i wody, ale przeżyliśmy. Choć trauma została – dodaje Hanna.
–Przyjechałem, kiedy już było po wszystkim. Mam dom na wsi, przyjeżdżam tu tylko na jakiś czas. Ale to, co widziałem w Kotlinie Kłodzkiej, to masakra. Ludzie tam są zdesperowani, nie wiedzą, co robić. To straszne, bo to już kolejny raz. Ale to żywioł, po prostu żywioł – mówi Roman.
–Gdyby mnie to spotkało, nie wiem, co bym zrobiła. Współczuję wszystkim i bardzo to przeżywam – podsumowała Stefania.