Jeżeli ktoś się spodziewał, że Raków od pierwszych minut zepchnie do głębokiej defensywy Śląsk, mógł być mocno zaskoczony. Gospodarze byli może częściej przy piłce, ale gra toczyła się głównie w środkowej strefie. Co więcej, to goście pierwsi próbowali zaskoczyć rywali, ale Piotr Samiec-Talar uderzył za słabo, aby pokonać Kacpra Trelowskiego.
Groźnie pod bramką Śląska zrobiło się dopiero po 20 minutach. Najpierw po szybkiej akcji z pola karnego uderzył Jonatan Braut Brunes i zmierzającą do bramki piłkę z linii wybił Marc Llinares. Kilkadziesiąt sekund później było już jednak 1:0.
Po rzucie rożnym Zoran Arsenic przytrzymał dwóch obrońców Śląska, co wykorzystał Ariel Mosór, który z kilku metrów trafił do siatki. Wrocławianie reklamowali jeszcze przewinienie Chorwata, ale sędziowie uznali, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami.
Po stracie gola Śląsk ruszył do przodu i zdobył nawet bramkę. Po podaniu Rafała Leszczyńskiego do siatki trafił Arnau Ortiz, ale radość nie trwała długo, bo po analizie wideo arbitrzy dopatrzyli się pozycji spalonej pomocnika gości.
Mogło być 1:1, a kilkadziesiąt sekund później było 2:0. Po złym wybiciu piłka trafiła w polu karnym do Jesusa Diaza, który huknął ile sił i szczęśliwie trafił do siatki. W tym momencie wściekły trener Śląska Ante Simundza zdjął kurtkę i rzucił o ziemię.
Raków prowadził 2:0 i mógł oddać inicjatywę rywalowi. Wrocławianie byli częściej przy piłce, zdołali wypracować sobie sytuacja strzeleckie, ale fatalnie pudłowali. Groźniejsze były wypady gospodarzy, zwłaszcza że w momencie, kiedy Śląsk miał bronić, w jego grę wkradał się ogromny chaos.
Po przerwie obraz gry się nie zmienił - Raków cofnięty na własną połowę szukał szans na kolejne gole po kontratakach, a Śląsk atakował i był częściej przy piłce. Wrocławianie oddawali sporo strzałów, ale albo pudłowali, albo trafiali w środek bramki i Trelowskiego.
Goście nacierali i mogli, a nawet powinni w końcu zdobyć kontaktowego gola. Po dośrodkowaniu Jose Pozo głową uderzył Assad Al Hamlawi, ale piłka trafiła w poprzeczkę i po odbiciu od ziemi wyszła w pole.
I ponownie zamiast gola dla Śląska, chwilę później był gol dla Rakowa. Po płaskim dośrodkowaniu z prawej strony Leszczyński wypuścił piłkę z rąk i Brunes z bliska trafił do pustej bramki. Katastrofalny błąd bramkarza Śląska zamknął definitywnie mecz w Częstochowie.
Raków wygrał i teraz może czekać, co zrobi drugi w tabeli Lech Poznań, który w niedzielę zmierzy się w Radomiu z Radomiakiem. Śląsk natomiast pozostaje w strefie spadkowej i ma coraz mniejsze szanse na utrzymanie w ekstraklasie.
Raków Częstochowa - Śląsk Wrocław 3:0 (2:0)
Bramki: 1:0 Ariel Mosór (20-głową), 2:0 Jesus Diaz (36), 3:0 Jonatan Braut Brunes (71).
Żółta kartka - Śląsk Wrocław: Jakub Jezierski, Serafin Szota, Krzysztof Kurowski.
Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń). Widzów 5 500.
Raków Częstochowa: Kacper Trelowski - Ariel Mosór (64. Peter Barath), Zoran Arsenic, Matej Rodin - Fran Tudor (80. Srdan Plavsic), Gustav Berggren, Władysław Koczerhin, Adriano Amorim - Ivi Lopez (64. Patryk Makuch), Jesus Diaz (84. Ibrahima Seck) - Jonatan Braut Brunes (80. Leonardo Rocha).
Śląsk Wrocław: Rafał Leszczyński - Tommaso Guercio, Serafin Szota, Aleks Petkow, Marc Llinares (75. Krzysztof Kurowski) - Mateusz Żukowski (73. Burak Ince), Piotr Samiec-Talar, Jakub Jezierski (75. Aleksander Wołczek), Jose Pozo (80. Tudor Baluta), Arnau Ortiz - Henrik Udahl (46. Assad Al Hamlawi).
(PAP)
marw/ bia/
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz