Ubiegłoroczna powódź spowodowała ogromne straty na Dolnym Śląsku, m.in. w regionie Nowej Rudy i w Sudetach Wschodnich. Podczas konferencji zorganizowanej przez Lasy Państwowe wspólnie z naukowcami i samorządami w Nowej Rudzie, podsumowano rok działań po katastrofalnej powodzi w Sudetach. Wnioski są jednoznaczne, aby uchronić region przed gwałtownym spływem wody z gór, kluczowa jest szybka zmiana w gospodarce leśnej i ścisła współpraca instytucji.
— To musi być współpraca z samorządem, z rządem, z mieszkańcami, tak więc wszyscy mamy dużo do zrobienia — podkreśla Jan Dzięcielski, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych we Wrocławiu.
— Ta współpraca może mniej istotna jest na nizinach, na terenie Wrocławia oczywiście, ta woda się tam rozlewa, natomiast ona u nas spływa z gór prosto do tych potoków i one zamieniają się w rwące rzeki, przez co niszczą nam całą infrastrukturę — mówi Marzena Wolińska, zastępca burmistrza Nowej Rudy.
— Liczę na dyskusję, na to, że to, co nas może spotkać, będziemy o tym mówili, będziemy pracować, żeby może nie tyle zapobiec, co zminimalizować negatywne skutki zdarzeń, które nas prędzej czy później znowu dotkną — dodaje Krzysztof Flis, nadleśniczy Nadleśnictwa Jugów.
Wiceburmistrz Nowej Rudy podkreśla, że skutki powodzi wciąż są widoczne, ale dzięki współpracy i wsparciu udało się ruszyć z kluczowymi inwestycjami w odbudowę infrastruktury mostowej i regulację rzeki Włodzicy.
— Dużo pracy jeszcze przed nami, ale dużo rzeczy udało nam się już zrobić. Jeden duży most właściwie już kończymy, oddamy go do użytku dla mieszkańców, myślę, że za jakieś 2-3 tygodnie, ale mnóstwo małych, małych, ale bardzo ważnych mostów, które przez tą rzekę prowadzą do gospodarstw, do mieszkańców, którzy musieli przez nie dojeżdżać, było zamknięte. Dlatego je w tej chwili remontujemy — podkreśla zastępca burmistrza Nowej Rudy.
Eksperci i leśnicy wskazują, że kluczem do bezpieczeństwa jest spowalnianie odpływu wody w górach. Osiągnąć to można m.in. przy budowie lasów oraz wykorzystaniu nowoczesnych systemów geomatycznych do precyzyjnego lokalizowania miejsc, w których woda powinna zostać zatrzymana.
— W lasach trzeba zatrzymać wodę tam, gdzie ona spadnie. Trzeba działać tak, żeby spowalniać jej odpływ, żeby ona zasilała wody gruntowe, zostawała w glebie i żeby była dostępna dla roślin i dla drzewostanów — zauważa Paweł Stelter, biuro Urządzania Lasu i Geodezji Leśnej oddział w Brzegu.
— Systemy informacji geograficznej są w stanie nam wskazać konkretne miejsca. Czyli my tutaj nie wróżymy z fusów, tylko mając dostępne szczegółowe dane, jesteśmy w stanie z dokładnością niemalże do jednego metra wskazać takie potencjalne obszary, gdzie mogą tę wodę retencjonować. To mogą być jakieś zagłębienia terenu, to mogą być np. jakieś kanały spływowe, którymi podczas deszczu spływa woda — informuje Piotr Mroczek, Instytut Badawczy Leśnictwa.
— Zależy nam na tym, żeby z retencją, z małą retencją, którą realizujemy praktycznie od 20 lat, wyjść troszeczkę szerzej, żeby wyjść z nią poza las, żeby też samorządowcy przede wszystkim zwrócili uwagę na to, jak ważne dzisiaj jest gromadzenie wody i jej magazynowanie, ale też racjonalne jej gospodarowanie — mówi Piotr Mirek, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Jugów.
— W Sudetach Wschodnich przede wszystkim powinniśmy przebudowywać szybko drzewostany z tych monokultur świerkowych na drzewostany mieszane, liściaste, drzewostany bukowo-jodłowo-jaworowe, które są w stanie zatrzymać trochę więcej wody w lesie — dodaje Jan Dzięcielski, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych we Wrocławiu.
— To nie tylko zbiorniki, to nie tylko zastawki w lesie. Retencjonowanie wody to w mojej opinii cały duży program wielojakich działań, w które powinny się też zaangażować inne strony, bo nie jesteśmy w stanie wybudować olbrzymiego zbiornika, który złapie mnóstwo wody w górach. To nie to miejsce — podkreśla Krzysztof Flis, nadleśniczy Nadleśnictwa Jugów.
Hydrolodzy studzą emocje. O ile mała retencja leśna jest bezcenna, zwłaszcza w górach, to przy ekstremalnych opadach jej możliwości się wyczerpują.
— Retencja tak, dla ochrony przed suszą, dla ochrony przed roztopami, ale przed intensywnymi zjawiskami, takimi jak powodzie o tak dużym natężeniu, tak dużej sile zjawiska, ta retencja tylko w początkowej fazie trwania opadu pozwala go wyhamować, natomiast później niestety gaśnie. To nie jest studnia bez dna, której można wlewać, wlewać i wlewać i to się nigdy nie wyczerpie. Ona też ma swoje możliwości. Przede wszystkim trzeba pracować nad rozwojem retencji zbiornikowej, ale każdego rodzaju, nie tylko małej, ale także tej dużej retencji zbiornikowej, bo tylko to są takie realne wartości, które mogą nam pozwolić coś tam ograniczyć, coś zredukować — wyjaśnia dr inż. Radosław Stodolak, hydrolog, Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu.
Uczestnicy konferencji są zgodni, tylko wspólny front leśników, samorządowców i naukowców oraz mieszkańców jest w stanie zwiększyć odporność regionu na ekstremalne zjawiska.
— Jeżeli wspólnie nie będziemy rozmawiać i wspólnie nie dojdziemy do wspólnych wniosków, to kolejna powódź znów nas może zaskoczyć. Oby tak nie było — mówi Jan Dzięcielski, dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych we Wrocławiu.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz