Zostało mało czasu!
0
0
dni
0
0
godzin
0
0
minut
0
0
sekund
Daj bliskim chwilę,
którą zapamiętają
Kup prezent
Zamknij

SKOCZYLAS / WIECZORKOWSKI

Dariusz Wieczorkowski Dariusz Wieczorkowski 11:31, 30.10.2025 Aktualizacja: 12:35, 30.10.2025
Skomentuj (Fot. Echo24) (Fot. Echo24)

GOŚCIEM: JERZY SKOCZYLAS.

PROFESOR SKOCZYLAS

- Skończyłem Politechnikę Wrocławską na Wydziale Elektrycznym. Jestem z wykształcenia magistrem, inżynierem elektrykiem o specjalności automatyka. Ale zaraz... "To zawód z potencjałem". W pewnym sensie tak, ale nie korzystałem z niego i dlatego dyplom zrobiłem na pamiątkę, ale ten dyplom mi się przydał, bo dwa lata po studiach otrzymałem tytuł profesora. Od razu wyjaśniam, jak to się stało, ponieważ zostałem nauczycielem w technikum samochodowym, bo wtedy po studiach technicznych był obowiązek pracy. I takim moim zdaniem miękkim lądowaniem, nie chciałem iść do fabryki, żeby chodzić na szóstą i dlatego poszedłem do Wydziału Edukacji i tam otrzymałem angaż do technikum samochodowego jako nauczyciel elektrotechniki i wszyscy do mnie mówili, panie profesorze. Profesor Skoczylas, oczywiście.

[ZT]89121[/ZT]

POCZĄTKI

- Trzeba odnaleźć przede wszystkim odpowiednich ludzi. Ponieważ moim zdaniem jestem w ogóle zwolennikiem takiej teorii, że jak się spotyka w życiu ludzi różnych, to niektórzy ludzie mogą człowiekowi ustawić życie już prawie że do końca. I tak się stało w moim przypadku. Już na drugim roku studiów na Politechnice spotkałem na korytarzu w Akademiku T3 we Wrocławiu Tadeusza Drozdę. Potem spotkałem Jasia Kaczmarka. I tak wspólnie już po pół roku założyliśmy kabaret. No i nie przypuszczałem jeszcze wówczas, że ta zabawa, jakby się wydawało, no stanie potem moim zawodem. Trzeba mieć chyba troszkę zmysł obserwacyjny. Że jak się obserwuje życie, to się można doszukiwać w wielu, wielu sytuacjach właśnie rzeczy śmiesznych, takich zbitek satyrycznych. No i jakoś tak to chyba taki wyczulony wzrok i węch. 

(...)

To był czerwiec 1971 roku. To był Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu i wówczas na tym festiwalu dostaliśmy nagrodę telewizji za piosenkę "A mnie się marzy kurna chata". I to był punkt zwrotny, bo wtedy programy telewizyjne były w Polsce dwa, a głównie pierwszy. Oglądalność była ogromna, ponieważ Festiwal Opolski był obowiązkowym elementem, który oglądała cała Polska. I po tym sukcesie natychmiast otworzyły nam się drzwi do tak zwanej kariery. Byliśmy rozpoznawani. Piosenka była ogromnym przebojem. Tuż po Festiwalu Opolskim był taki koncert jakby powtórkowy tego koncertu opolskiego w Hali Stulecia, wówczas Hali Ludowej we Wrocławiu i tam czterokrotnie bisowaliśmy tę piosenkę. Proszę sobie wyobrazić. Pięć tysięcy ludzi domagało się bisu piosenki kabaretowej kilkakrotnie. No to jest ewenement po prostu. No i tak to się jakby zaczęło. No a potem już zaczęliśmy to traktować jako zawód. No i tak poleciało. 

[ZT]89088[/ZT]

(...)

No użyć, to używaliśmy. Wszyscy używaliśmy. Znaczy na pewno byliśmy w sytuacji nieporównywalnie lepszej materialnie od ludzi w naszym wieku, będących naszymi kolegami spoza po prostu kabaretu. Bo zaczęliśmy po prostu mówiąc wprost chałtużyć. Graliśmy bardzo dużo. Zarabialiśmy oczywiście patrząc z perspektywy czasu grosze, ale jednak były to nieporównywalne jakieś tam dochody w stosunku do kasy studenckiej. No i dlatego powodziło nam się dobrze. I to powodowało, że czuliśmy się troszkę jak krezusi, ale... (...). Oczywiście bawiliśmy się. Konsumowaliśmy napoje wyskokowe. Nie ukrywam. Tak było. Człowiek miał i zdrowie, i czas, i warunki potem. No, ale to nie były jakieś używki, jakie są modne w tym czasie. To nam w ogóle do głowy nie przychodziło. Przede wszystkim nie było to w naszym zasięgu. "A gdyby było w naszym zasięgu"? To jest dobre pytanie. No nie wiem, teraz czy byśmy się tutaj spotkali dzisiaj na wywiadzie.

Waligórski, Szumańska, Kaczmarek, wielu innych

- Odkrywam, jak wielkie znaczenie ci ludzie odegrali w moim, przynajmniej, osobistym życiu. Ja wspomniałem o Andrzeju. To był na pewno dla mnie mentorem, jeżeli chodzi o warsztat, o sposób pracy, o wiersz, o właśnie rytm wiersza. To są takie rzeczy, które trzeba po prostu nauczyć. To jest abecadło, które trzeba poznać. To wszystko musi pasować, musi się zgadzać. I nieraz ma się świetny pomysł, ale często go... Trudno go jest ugryźć, jeżeli się nie ma do tego warsztatu. Ewa Szumańska, znakomita też osoba. Literatka też. Książki wspaniałe napisała. To się jej czytało z zapartym tchem, bo to ona podróżowała po świecie i to odkrywała nam rzeczy, które były dla nas niedostępne. Żyliśmy w wielkiej przyjaźni takiej i symbiozie. Dobrze nam się razem pisało. 

[ZT]88041[/ZT]

CENZURA W RADIU

- Wielokrotnie były takie rozmowy. Oczywiście. "Przegięliście po prostu, że audycja nie pójdzie". To była taka konkluzja. Nazwiska. Już proszę bardzo (...). On się też sławił tym... Wówczas w radiu były tak zwane głośniki, które były zamontowane w redakcjach. I tam wzywana sekretarka wzywała przez taki właśnie mikrofonik do naczelnego. I pamiętam, że spotkaliśmy się, to było w przeddzień imienin Andrzeja. No i mieliśmy schowane pół litra. Oczywiście w szafce. No i tam ktoś przychodził. Wszyscy z życzeniami. Buźka, buźka. Andrzej tam. I po kusztyczku, jak to się mówi. Standard w radiu po prostu. No i nagle z tego głośnika leci "pan Waligórski proszony do naczelnego". Andrzej zbladł. Też pochowaliśmy wszystko, co trzeba. Andrzej poszedł. "Wszystkiego dobrego z okazji imienin". Wezwał go do siebie, złożył życzenia i kazał wyjść (...). To ten człowiek. 

70 lat STUDIA 202

- Póki co czuję się z tym świetnie. Bardzo dobrze. Cieszę się z tego, że audycja dożyła takiego wieku. Co będzie dalej, nie wiem. Żeby była kontynuacja. Ja bym chciał bardzo, żeby przyszli jacyś młodzi ludzie do redakcji. Też, żeby się jakoś zaczęli wdrażać. Żeby była kontynuacja. Myślę od dawna. Ale jakoś nikt na to nie wpadł, bo to muszą być jakieś decyzje odgórne. No, bo to trzeba wciągnąć kogoś na etat, na pół. Coś tam mu zapłacić. No i tu się zaczynają schody (...). A to jest trudne. To jest trudne. Bardzo trudne. A zwłaszcza na estradzie. To wielu aktorów, znakomitych aktorów, zresztą dramatycznych, to były rozmowy właśnie i z koleżankami, i kolegami namawialiśmy. "Słuchajcie, wystąpcie w kabarecie. Co? Na scenie, na estradzie, w życiu". Bo tam jest po prostu weryfikacja z sekundy na sekundę. I albo cię kupią, albo nie. Hamleta zawsze się jakoś zagra i zawsze na koniec te brawka będą mniejsze lub większe. Ale tutaj weryfikacja na estradzie jest natychmiastowa. 

[ZT]88608[/ZT]

PREZYDENTOWI SIĘ NIE ODMAWIA

- Przypadek jak zwykle. No kolejny, kolejny człowiek po prostu, który się zjawił na mojej drodze, nazywał się Bogdan Zdrojewski. Dostałem, a to za pośrednictwem Jacka Wekslera, wówczas dyrektora Teatru Polskiego. Znaliśmy się dobrze. Jacek mówił, że "wpadnij do mnie, mam do ciebie propozycję". No to wpadłem do niego, a on był przyjacielem właśnie Bogdana. I ja się spodziewałem, że jakaś będzie po prostu impreza w Teatrze Polskim i coś trzeba zrobić, czy napisać scenariusz może, czy coś, czy wystąpić. Okazało się, że on mnie tu zastrzelił, że, "bo Bogdan wymyślił, żebyś ty kandydował do Rady Miejskiej". Ja mówię, "o mój Boże, wyście na głowę upadli". No co ci zależy? No tego... Dobrze. Prezydentowi wówczas, Zdrojewskiemu się nie odmawiało. No i dlatego się zgodziłem. No i wystartowałem. I ku mojemu przerażeniu ciężkiemu dostałem się do tej Rady Miejskiej. 

No i ja byłem ciężko przerażony tą sytuacją. Oczywiście zacząłem się tego też uczyć, wszystkiego. Prosiłem starszych tam kolegów radnych, żeby mi coś tam powiedzieli, jak się w tej przestrzeni poruszać. I przyznam, że początkowo myślałem, że ucieknę stamtąd jak najszybciej. Ale potem, jak jedną sprawę mi się udało załatwić, drugą, trzecią, na dyżurach radnego do mnie ludzie przychodzili, bo mnie znali. Ale przy okazji, no oczywiście ze swoimi problemami, głównie mieszkaniowymi. 90% zawsze były problemy mieszkaniowe. I tak dalej. A przez to, że też byłem znany, to i miałem łatwiejszy dostęp do dyrektorów tam różnych. Teraz są departamenty, inne jakieś tam wydziały. Nieważne. No i to jakoś pozwoliło mi funkcjonować i wielu ludziom pomóc. I to zaczęło mi sprawiać wielką satysfakcję. Nie dokonałem jakichś dzieł. Także nie spodziewam się pomnika. Także na miejscu Chrobrego nie będę raczej stał. 

(...)

Bardzo mnie dziwiło to, że ludzie, którzy występowali nagle na mównicy, po następnej sesji zmieniali o 180 stopni swoje stanowisko i przemawiali z uśmiechem na twarzy w zupełnie przeciwnym kierunku. Ich to w ogóle nie peszyło. No tajemnica była chyba, no po prostu zmienił się kierunek wiatru. No i oni z tym kierunkiem. Smutna konstatacja, tak. Na wielu ludziach też się właśnie zawiodłem. No i straciłem w pewnym sensie też i szacunek. Ale z kolei wielu było znakomitych też ludzi - Jarek Obremski, Rafał Dutkiewicz...

(...)

Dołącz do nas na Facebooku!Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i fotorelacje. Jesteśmy tam, gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%