Zamknij

ZDROJEWSKI / WIECZORKOWSKI

Dariusz Wieczorkowski Dariusz Wieczorkowski 13:19, 17.11.2025
Skomentuj (Fot. Echo24) (Fot. Echo24)

GOŚCIEM: BOGDAN ZDROJEWSKI.

Dumny Bogdan Zdrojewski

- Jak ktoś mówi żywa legenda, to trochę protestuję, dlatego że legendą powinno się pozostawać trochę później, w stanie spoczynku, a ja nie jestem w stanie spoczynku, więc mogę powiedzieć, że to trochę ciąży.

(...) Z okresu prezydentury są cztery rzeczy, z których rzeczywiście jestem dumny. Po pierwsze to, że Wrocław stał się absolutnie liderem rozwoju miast w Polsce. Po drugie, z różnych powodów. Po drugie, że udało się odbudować, rozbudować i uczynić z gospodarki komunalnej, szeroko rozumianej, wręcz wzorcową, w skali Polski. Byliśmy wzorem dla wszystkich. Trzeci element to wszystko to, co się udało, jeżeli chodzi o dziedzictwo materialne we Wrocławiu. Tego było dużo, trudno, nie było środków europejskich. A ostatnia rzecz to układ komunikacyjny Wrocławia, czyli te wszystkie rzeczy, które udało się wtedy zrobić. Tego było dużo, to była Legnicka, Hallera, wiadukty, Gądowianka, uruchomienie przetargu na Mosty Tysiąclecia, etc., było tego naprawdę bardzo dużo. Wszyscy dodają do tego Rynek. Ja mówię nie Rynek, tylko centrum miasta, bo na centrum miasta składał się Rynek, plac Solny, Ostrów Tumski, fragmenty dojść do tego Rynku, czyli Kuźnicza, Kiełbaśnicza, Świdnicka, etc., etc.

1997 rok

- Powódź wraca do mnie bardzo mocno i uważam, że wygraliśmy powódź nie z jednego powodu, nie z czasu obrony, tylko z trzech rzeczy jednocześnie. Najważniejsze było to, co stało się przed powodzią. Przed powodzią, pomimo tego, że to nie było zadanie gminy, zrobiliśmy nabrzeża ulicy Grodzkiej, zrobiliśmy wnętrze Młynu Maria i zrobiliśmy najważniejszą rzecz, na miesiąc przed powodzią, wał przeciwpowodziowy na Wyspie Piasek. I te trzy rzeczy spowodowały, że sens obrony Starego Miasta był tak duży i że ta skuteczna obrona miała rzeczywiście efekt w postaci uratowania całego historycznego centrum miasta. I ostatnia rzecz, trzecia, to to, co zrobiliśmy po powodzi. Było takie przekonanie, że musimy odbudować i doprowadzić do tego, żeby Wrocław wrócił do tego, co było przed powodzią. Zadanie postawiliśmy kompletnie inaczej, że nie, my przenosimy Wrocław w XXI wiek, czyli nie odbudowujemy tego, jak było, tylko wykorzystujemy te straty i tak dalej, i tak dalej, żeby przenieść technologicznie w różnych elementach Wrocław w XXI wiek i zrobiliśmy to w dwa lata, nie w pięć czy w dziesięć, jak przewidywano. Nie chcę mówić, że dobrze się stało w takim razie, bo to była wielka tragedia dla Dolnego Śląska, dla całego regionu.

Powódź rzeczywiście wykorzystaliśmy. Nie chcę przesadzać, jeżeli chodzi o skalę, ale proszę zwrócić uwagę to, o czym wspomniałem na wstępie, że my obroniliśmy Stare Miasto. Obroniliśmy tymi inwestycjami przed powodzią i obroną Wrocławia w czasie powodzi. To był obszar objęty inwestycjami. My w 1997 de facto kończyliśmy Ostrów Tumski, Rynek i Plac Solny i te wszystkie przyległości. Natomiast ulica Traugutta była przed remontem. Ulica Krakowska była przed remontem. Wiele obiektów, które zostały dotknięte, cały obszar Dworca Świebodzkiego było przed remontem. Więc można powiedzieć, że powódź dotknęła tych części miasta, które de facto czekały na swój czas. To samo ten fragment ulicy Piłsudskiego przy dworcu kolejowym i sam dworzec kolejowy przed remontem. I teraz ważne było, co my zrobimy z tymi elementami infrastruktury towarzyszącej. Bo te elementy infrastruktury towarzyszącej to są nie tylko rzeczy, które są w tym obszarze, o którym powiedziałem, ale to jest na przykład fabryka produkcji wody Na Grobli. Dotknięta. To jest wysypisko Maślice. Dotknięte powodzią. W czasie budowy wrocławskiej oczyszczalni ścieków na Maślicach. Tego było bardzo dużo. I cały problem polegał na tym, żeby wykorzystać powódź i od razu przejść technologicznie do następnego, kompletnie nowego etapu, patrząc z punktu widzenia Polski. Jaka była największa trudność? Nie było środków europejskich. My nie przynależeliśmy do Europy. Te środki trzeba było zdobyć.

"Najtrudniejszy moment w moim życiu"

- To był najgorszy, najtrudniejszy moment w moim życiu. To były minuty, które dłużyły się bardzo, bo próbowałem zweryfikować tą informację, że idzie druga fala. Zweryfikowałem tą informację, okazało się, że nie ma drugiej fali, a na Trestnie mamy spadek wody. Czyli jesteśmy po szczycie de facto. I udało się utrzymać wszystkie przyczółki. Straż pożarna pozostała. Pan Adamski, który wtedy tym zarządzał, doprowadził do tego, że obrona została utrzymana. I około trzeciej mieliśmy już potwierdzenie na Ostrowie Tumskim, że woda opada. Ale gdybyśmy wtedy zeszli, nie mogę przesądzić, co by się stało, ale zagrożenie dla całego centrum miasta byłoby bardzo, bardzo wysokie. 

To zostanie ze mną. Akurat wtedy, kiedy przygotowano scenariusz Wielka Woda, byłem parę razy w Warszawie zaproszony przez Holoubka, aby trochę opowiedzieć o tej powodzi. I byłem sam zdziwiony, jak w pamięci zostały detale. W tym serialu, znakomitym zresztą, trochę odległym od samej powodzi, jeżeli chodzi o główny scenariusz, pokazanych było kilka elementów, które były prawdziwe. Mówi pan o tym hałasie. Rzeczywiście tak było i tam w tej Wielkiej Wodzie ten hałas udało się oddać. Drugi element, pewnej ciszy. Są tam w filmie momenty, kiedy pokazuje się, jak ta woda płynie i w ogóle nie sprawia wrażenie tej wody, która zdewastowała Kłodzko. Ona płynęła bardzo cichutko. Ja pamiętam, jak jeden strażak próbował bosakiem odepchnąć duży pień drzewa, żeby nie uderzył filar mostu. To mało go nie wyrzuciło na drugą stronę, bo ta siła wody 3700 m3 na sekundę sprawiała wrażenie spokojny, a to była gigantyczna masa o gigantycznym tonażu z zagrożeniami dla wszystkich przepraw mostowych we Wrocławiu poważnym. Ale co było ciekawe, a propos tej pamięci i szczegółowości, poproszono mnie w pewnym momencie, abym powiedział, jaki kolor był tej wody. I pokazywano mi najpierw niebieską, więc mówię, co, zwariowaliście? To nie ocean, to nie jest lazurowe wybrzeże. Potem pokazywali kolejny kolor, kolejny, kolejny, kolejny i mówię, tak, to dokładnie taki był ten kolor wody. Nie wszędzie on był identyczny. Taki brunatno-brązowy z czasami odcieniem takiej lekkiej zieleni, ale takiej zgniłej. I rzeczywiście to się udało odtworzyć. Wyprowadzka tej pani, którą grała Ania Dymna, też to była prawdziwa historia, to było akurat w tamtym obszarze, natomiast ona nie była sopranistką. To jedyna różnica, że to była schorowana bardzo taka pani w zaawansowanym wieku, ale tak ją wyprowadzano, dokładnie tak jak na tym filmie pokazano.

CO NIE WYSZŁO BOGDANOWI ZDROJEWSKIEMU?

- Akurat mamy dyskusję w chwili obecnej o radach osiedli, czyli organach pomocniczych rady. To nie wyszło. Pamiętam wizytę u mnie pana profesora Wdowiaka, radnego ówczesnego, który przyszedł z propozycją organizacji organów pomocniczych i mi zależało na tym, żeby one były bardzo silne, żeby miały władzę, własny budżet etc. Zlikwidowaliśmy wtedy te podziały dzielnicowe bezsensowne, czyli Stare Miasto, Krzyki, Fabryczna. Dalej to funkcjonuje. Umownie oczywiście. Są organy, które funkcjonują. To prokuratura, Izba Skarbowa etc. Są organy państwa.  Ale wtedy przyszedł z fantastyczną propozycją podziału Wrocławia pomiędzy 9 a 12, nie tyle dzielnic, tylko jednostek pomocniczych. Gdyby te dzielnice udało się wtedy zrobić 9 do maksimum 12, to Wrocław według mojej oceny w tych detalach lepiej by się rozwijał, a ta administracja odciążyłaby mnie od pewnych drobiazgów, które absorbowały mnie właściwie do końca mojej pracy, czyli do 2001 roku. Niektóre podziały były oczywiste, jak np. Śródmieście. Wielka Wyspa jedno osiedle i Śródmieście te stare. Śródmieście drugie.  Niektóre były trudniejsze, jak np. Psie Pole. Ale Fabryczna dzieliła się dobrze. Jeden organ, notabene księstwo tzw. leśnickie powstało zgodnie z projektem prof. Wdowiaka. Natomiast zaprocesowały małe osiedla, zwłaszcza te, które były we władzy spółdzielni mieszkaniowych.  Nastąpiło rozproszenie i ja uważam, że to była rzecz, która się z pewnością nie udała. 

"GIGANTYCZNA WOJNA O AOW"

- Toczyłem gigantyczną wojnę, ale to była naprawdę wojna niewidoczna o przebieg autostradowej obwodnicy Wrocławia, tej, która powstała. Niestety muszę powiedzieć, że rozmaite organizacje walczyły z tą decyzją, powodując przesunięcie samej inwestycji o prawie pięć lat, ponad cztery. Chodziło o to, czy obwodnica Wrocławia, ta autostradowa ma przebiegać pod Legnicą czy we Wrocławiu. Jak ustaliliśmy, że przebiega we Wrocławiu, na czym mi bardzo, bardzo zależało, bo to jest oczywiście odcinek 30-kilometrowy, po lewej i po prawej stronie proinwestycyjny, ale jednocześnie jest to ulga dla samych wrocławian. To rozpoczęła się następna walka, aby ona nie była płatna. I tą walkę już toczyłem w rządzie, posiłkując się także koleżankami, kolegami, posłami, bo oczywiście mi tu pomagali, łącznie z Grzegorzem Schetyną. Natomiast udało się doprowadzić do sytuacji takiej, że po pierwsze jest niepłatna, a po drugie, że ma tyle zjazdów. We wczesnym etapie planowano jedynie trzy. Na lotnisko, poza Wrocławiem i przy stadionie. A udało się dwa dodać i według mojej oceny zwiększono efektywność tej obwodnicy autostradowej Wrocławia. To było bardzo ważne przedsięwzięcie, natomiast strata czasu była poważna. 

PREMIER ZDROJEWSKI

- Miałem dwie nieformalne propozycje, bo formalne to wiadomo, jaką strukturę mają. I na pewnym etapie tak. Wydawało mi się, że Polska samorządowa powinna mieć swojego kandydata na premiera, tak aby budować Polskę nie tylko centralnie, ale także trochę od dołu, zauważając jak to wszystko wygląda. To był efekt rozmaitych perturbacji z rządem, przy akceptacji rozmaitych inwestycji. Przykładem najlepszym jest wrocławska oczyszczalnia ścieków. Drugim fantastycznym przykładem jest wrocławskie lotnisko, ale także kilka innych przykładów mógłbym podać, kiedy nie można było się przebić przez Warszawę. Trzeba pamiętać, że w 91. roku podjęto decyzję, właściwie w 91. zaproponowano, w 91. podejmowano decyzję w Ministerstwie Transportu, iż pozostają w Polsce tylko trzy międzynarodowe lotniska. Warszawa, Kraków i Katowice. Katowice ze względu na dużą presję taką polityczną, aglomeracja silna, etc. Kraków z oczywistych powodów, tradycji kulturalnej stolicy Polski, Warszawa, Chopin. I nie ruszył się wtedy Poznań, miałem do nich pretensje, ruszył się dopiero po nas, a Gdańsk miał perturbacje rozmaite polityczne, tam zmieniali się prezydenci, spory były o to, więc ruszyłem de facto w pojedynkę, żeby wrocławskie lotnisko nie tylko nie zamknąć, ale i otworzyć. I Warszawa rzucała wszystkie możliwe kłody, i wtedy właśnie jak udało się doprowadzić do tej umowy z Frankfurtem, potem z Düsseldorfem, z liniami Eurowings, etc., pomyślałem, że musi ktoś z tych samorządowców zostać jak nie premierem, to wicepremierem. Nie było sprzyjających okoliczności politycznych. Ja obiecałem wrocławianom, że do końca swoich dni w urzędzie będę bezpartyjny. W związku z tym miałem więcej zawiści, zazdrości, niż wsparcia politycznego, choć to wsparcie polityczne czasami otrzymywałem. Natomiast ono było dość skromne, trzeba było radzić sobie samodzielnie, ale daliśmy radę. 

Grzegorz „Zniszczę Cię” Schetyna

- Skąd u Grzegorza Schetyny przydomek? Nie wiem, ale się domyślam. Domyślam się dlatego, że Grzegorzowi przypisano wiele decyzji takich, które były związane z odejściem z Platformy Obywatelskiej tych głównych postaci. Od razu powiem, że powinienem zdementować przynajmniej połowę tych informacji. Z pewnością to nie efekt aktywności Grzegorza Schetyny.  Było na przykład odejście Jana Rokity, czy też na przykład Andrzeja Olechowskiego. Natomiast w niektórych wypadkach rzeczywiście decyzje na tym szczeblu najwyższym zapadały takie, że rozstawaliśmy się z niektórymi postaciami. Ja miałem trudną sytuację, bo praktycznie w każdym odejściu stawałem po stronie tego, który odchodził. Taki mam trochę charakter, taką trochę naturę. W przypadku Zyty Gilowskiej pojechałem do niej do domu, notabene. Siedzieliśmy tam dosyć długo z nią, z mężem i tak dalej, i tak dalej. Wracałem do Warszawy z wiadomością, że Zyta Gilowska zostaje w Platformie Obywatelskiej. Natomiast nim dojechałem do Warszawy, dowiedziałem się, że zapadła decyzja, że jej sprawa będzie się toczyć w sądzie koleżeńskim. Jak ona to usłyszała, nie wiedząc, że ja jeszcze nie dotarłem, to podjęła decyzję jednak, że odchodzi.  A potem jak znałem mechanizm, jaki zafunkcjonował wtedy, no to niestety to nie była niefrasobliwość, tylko pewna polityczna premedytacja. Bardzo żałowałem tego odejścia Zyty Gilowskiej, muszę powiedzieć. Podobnie zresztą jak Andrzeja Olechowskiego, nabranie dystansu przez Macieja Płażyńskiego, z którym też miałem bardzo dobry kontakt. Byłem bardzo ważną taką osobą w gabinecie cieniu Janka Rokity, więc można powiedzieć, współpracowałem z bardzo różnymi osobami od lewa do prawa, ze środka w problemach takich niezwykle merytorycznych, technicznych, jak i również klasycznie politycznych. No żal mi było Jacka Protasiewicza, jak podchodził, podobnie jak Staszka Huskowskiego. 

(...)

"Podcięto mi linki hamulcowe w samochodzie"

- Pamiętam Wigilię, w czasie której zgłoszono mi, że znaleziono beczkę, taką gigantyczną beczkę cyjanku potasu. Cyjanku, poniemiecką. Ale zdarzały się miejsca, gdzie nagle z upadających zakładów zrzucono w miejscu niewłaściwym ogrom jarzeniówek. Z rtęcią, etc. My oczywiście podejmowaliśmy decyzję o zwolnieniach rozmaitych osób, które nie posiadały kompetencji. Które nie posiadały wystarczającej wiedzy. Ale kończyło się to też rozmaitymi katastrofami. Miałem taką katastrofę, że kiedyś podcięto mi linki hamulcowe w samochodzie. Jechałem z dziećmi i niewiele brakowało, by doszło do poważnego wypadku. Pojechaliśmy na policję. Już tutaj była policja. Okazało się, że linki zostały podcięte bardzo, bardzo fachowo. Bo przeciąć je w ogóle jest łatwo. Ale tak, aby w czasie jazdy przy pewnej prędkości one rzeczywiście nawaliły, to już wyższa sztuka. Chwilę potem, to nie było długo, dwa miesiące później podpalono dom sąsiadów. Moich sąsiadów.  Tam, gdzie mieszkam do dzisiaj. Okazało się, że Telewizja Polska do ilustracji wywiadu ze mną pokazała dom sąsiadów zamiast mój. Po prostu pomylili się. No i zaraz potem był podpalony. Podłożono ogień w siedmiu miejscach. Nic nie ukradziono. Więc to były ewidentne rzeczy niezwykle trudne. W takich warunkach działaliśmy.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%