-Od roku 2018 do 2024 liczba dyrektorów wzrosła w samym urzędzie, ja nie mówię o spółkach, zakładach budżetowych, o jednostkach organizacyjnych, ze 103 do 125. Liczba dyrektorów departamentów i zastępców wzrosła z 10 do 17, czyli prawie się podwoiła. Mówimy tutaj o zarobkach na poziomie departamentów około 18 tysięcy brutto, nie licząc tego, że znaczna część z nich zasiada potem jeszcze w radach nadzorczych, otrzymuje jeszcze inne dodatki. Dla porównania przeciętny referent zarabia około 5 400 miesięcznie. Wydaje się, że jest to przynajmniej temat, który powinniśmy przedyskutować – mówił w naszym studiu Piotr Uhle z Nowoczesnej.
Koszt wynagrodzeń kadry dyrektorskiej wzrósł w ostatnich latach z 13 do niemal 21 milionów złotych. Dotyczy to lat 2018-2024. Z kolei radni opozycji wskazują, że Wrocław ma jeszcze wiceprezydentów, więc liczbę dyrektorów można by ograniczyć.
-Mamy wiceprezydentów i dyrektorów departamentów, którzy odpowiadają w zasadzie za to samo. Można powiedzieć, że gdyby w ogóle nie było wiceprezydentów, to nic tak naprawdę by się nie działo, bo oni nie wykonują takiej typowej pracy urzędniczej, czyli takiej, jakiej powinni wykonywać. Powinni od czegoś być, oni powinni zastępować prezydenta i wykonywać realną pracę, a nie tylko być powołani z uwagi na to, że politycznie dobito jakiegoś targu. Ten dualizm zarządzania mnie zawsze zastanawiał – powiedział Łukasz Kasztelowicz, radny Prawa i Sprawiedliwości.
Tomasz Sikora z Biura Prasowego Urzędu Miejskiego Wrocławia zwraca uwagę na rosnący budżet miasta i wyzwania, które stoją przed stolicą regionu.
-W ciągu tych pięciu lat budżet Wrocławia z poziomem nieco ponad 4 miliardów złotych wzrósł do prawie 8 miliardów złotych, więc mamy podwojenie budżetu, nie mamy podwojenia liczby dyrektorów czy osób zarządzających, bo to mamy wzrost o 23 osoby – mówi Tomasz Sikora.
W ostatnim czasie powstały trzy nowe departamenty. To m.in. Departament Marki Miasta, Różnorodności Społecznej, czy Kultury i Sportu. Ich koszt to blisko 11 milionów złotych do 2029 roku. Były prezydent Wrocławia Bogdan Zdrojewski mówi, że wrocławianie powinni mieć jasną informację, za co konkretnie odpowiadają dane departamenty i czy za tymi wydatkami idą korzyści dla mieszkańców.
-Najważniejsze są cele. Jeżeli budujemy określone departamenty, zatrudniamy nowych dyrektorów, poszerzamy skład określonej grupy pracowników, to najważniejsze jest po co, to znaczy jakie dostali zadania, co z tego ma wynikać dla wrocławian, czy będą efekty widoczne w perspektywie półrocza czy roku, więc to jest najistotniejsze. Trzeba pamiętać, że urząd miasta i pracownicy to określone narzędzie, które powinno być upodmiotowione, ale kluczowe jest w jakim kierunku miasto ma się rozwijać, jakie zadania poszczególnym departamentom zostały postawione i co będą mieli z tego mieszkańcy, jeżeli chodzi o efekt pracy danego departamentu czy danego wydziału – powiedział europoseł Koalicji Obywatelskiej.
Rosnące wydatki na wynagrodzenia nie są niczym niespotykanym, mówią przedstawiciele magistratu. Tomasz Sikora dodaje też, że nowe departamenty łączą w sobie kilka ważnych zadań.
-Trochę to jest takie łączenie w jeden, bo Departament Marki Miasta to jest właśnie połączenie kilku różnych obszarów, działania, które się uzupełniały, a czasem nie działały razem, mimo że powinny były. To jest zarówno komunikacja z mieszkańcami Wrocławia poprzez internet, to jest komunikacja ze studentami, z uczelniami wyższymi, to jest komunikacja widziana szeroko, czyli biuro współpracy z zagranicą. Pandemia nam pokazała zmianę rzeczywistości, a te zmiany, które nastąpiły w nowej kadencji, one w sposób prosty i oczywisty te różne biura, różne przestrzenie, które do tej pory funkcjonowały w urzędzie niezależnie, w różnych departamentach, łączą w jedno – dodał Tomasz Sikora.
Robert Suligowski z Zielonych mówi, że Wrocław powinien sięgać po specjalistów, ale klucz nie powinien być polityczny.
-Zatrudniana jest na kierowniczym stanowisku osoba po to, żeby można było jej zapłacić wynagrodzenie, które pozwoli na to, żeby w ogóle taką osobę zrekrutować do urzędu. To jest tak, że też wiceprezydent zmienia się dość często, a w administracji jest bardzo istotne, żeby była pewna stabilizacja. Do tego dąży każda dobrze działająca administracja. Nie wymienia co wybory, czy co kilka miesięcy, czy parę lat dyrektora odpowiedzialnego za funkcjonowanie tej jednostki, bo to są dwa różne światy. Jeden świat to jest świat wyborów, decyzji politycznych, a drugi świat to jest szczebel zarządzania – uważa radny miejski.
Łukasz Kasztelowicz powiedział, że zmiana polityczna byłaby korzystna dla Wrocławia i wtedy mogłoby dojść do wymiany kadr.
-We Wrocławiu z taką zmianą nigdy w zasadzie nie mieliśmy do czynienia. Zawsze w jakimś zakresie ustępujący prezydent namaszczał swojego następcę. Ja mam nadzieję, że wrocławianie po tej kadencji wreszcie tak naprawdę zobaczą w czym jest rzecz. Rzecz jest w końcu w tym, aby wreszcie zmienić ekipę rządzącą – mówił radny Prawa i Sprawiedliwości.
Warto zaznaczyć Piotr Uhle z Nowoczesnej wypowiadał się w podobnym tonie.
-W Stanach Zjednoczonych, kiedy zmienia się prezydent, kadra w Waszyngtonie zmienia się tysiącami, tysiącami. Wydaję mi się, że właśnie ta sytuacja, w której oddzielona jest odpowiedzialność merytoryczna od odpowiedzialności politycznej, sprawia, że można łatwo odseparować się od problemów. Właśnie ja bym chciał, żeby ta władza polityczna ponosiła również odpowiedzialność merytoryczną. Sam fakt tego, że mamy tę separacje sprawia, że zastanawiamy się, czy aby na pewno obecny wiceprezydent, któremu podlega edukacja, ma kompetencje do tego, aby tym zarządzać – podsumował Piotr Uhle.