KGHM Zagłębie Lubin wygrał z Widzewem Łódź 2:1 i zapewnił sobie utrzymanie w Ekstraklasie. Pogarsza się sytuacja Śląska Wrocław. Jeżeli Lechia Gdańsk zdobędzie chociaż punkt w jednym z ostatnich swoich trzech meczów, to ekipa ze stolicy Dolnego Śląska spadnie z ligi.
Zagłębie po dwóch ostatnich meczach, w których zdobyło tylko punkt, ponownie zaczęło oglądać się za siebie, bo przewaga nad strefą spadkową zmalała do pięciu punktów. W piątek lubinianie stanęli przed szansą wygaszenia stanu alarmowego: wystarczyło pokonać Widzew, dla którego sezon praktycznie już się zakończył.
Gospodarze od początku ruszyli mocno do przodu i już w piątej minucie stadion eksplodował radością, kiedy sędzia Marcin Kochanek wskazał na jedenasty metr, po tym jak w polu karnym na murawę padł Dawid Kurminowski. Po analizie wideo arbiter jednak zmienił decyzję i Zagłębie miało rzut wolny. Do piłki podszedł Kajetan Szmit i ładnie przymierzył, ale jeszcze ładniejszą parada popisał się Rafał Gikiewicz.
Goście przetrzymali napór Zagłębia i sami zaczęli też atakować, ale nadal zdecydowanie groźniejsi byli gospodarze. Lubinianie byli agresywniejsi, naciskali i w końcu udokumentowali swoją przewagę golem. Z prawej strony dośrodkował Marcel Reguła a do piłki przy dalszym słupku dopadł Tomasz Pieńko i zrobiło się 1:0.
Lubinianie napracowali się na gola, ale ich radość z prowadzenia trwała zaledwie pięć minut. Po dośrodkowaniu Lubomira Tupty z rzutu rożnego zawodnicy gospodarzy zapomnieli zupełnie w środkowej strefie pola karnego o Mateuszu Żyro, który spokojnie przymierzył głową i Jasmin Buric był bez szans.
Zagłębie nadal miało przewagę, kontrolowało grę, ale nie przekładało się to na konkretne sytuacje bramkowe. Po strzale głową Michała Nalepy z linii bramkowej piłkę wybił Hubert Sobol i to było wszystko.
Kilka chwil po strzale Nalepy lubinianie mieli kolejny rzut rożny. Po dośrodkowaniu Kajetana Szmyta piłka trafiła do Igora Orlikowskiego, który dostawił tylko głowę i było 2:1. Lepiej w tej sytuacji mógł się chyba zachować Gikiewicz.
Po przerwie obraz gry się zmienił. Widzew potrafił już dłużej utrzymać się przy piłce i zepchnąć gospodarzy do głębszej defensywy. Nadal jednak miał duże problemy z wypracowaniem sytuacji bramkowej. Poza dośrodkowaniami goście nie mieli pomysłu na sforsowanie defensywy rywali. Podobnie wyglądała sytuacja z drugiej strony. Zagłębie szukało trzeciego gola i w większości przypadków sprowadzało się do dośrodkowywania w pole karne w nadzieji, że łodzianie popełnią kolejny błąd.
Im było bliżej końca meczu, tym coraz większą przewagę miał Widzew. Ostatnie 20 minut toczyło się już tylko na połowie gospodarzy, a czas doliczony w ich polu karnym. Lubinianie cały zespołem ofiarnie się bronili, przyjmowali na ciało strzały, ale wynik utrzymali.
Po końcowym gwizdku na stadionie zapanowała radość, jak gdyby Zagłębie nie zapewniło sobie ligowego bytu, ale zdobyło jakieś trofeum. Trener Leszek Ojrzyński wypełnił zadanie i może zacząć rozmowy o ewentualnym przedłużeniu umowy na kolejny sezon.
[ZT]85185[/ZT]
(PAP)
marw/ sab/
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz