Gościem Telewizji Echo24 była Magdalena Biejat, kandydatka Lewicy na prezydentkę Polski.
Dariusz Wieczorkowski: Zaczynamy od tweeta. Cytat. "Zobaczymy, czy pani wie, kto to napisał. "Do zobaczenia w Końskich, Szymon Hołownia. Jeśli PO i PiS uznają, że chcą się zamykać na demokrację, proponuję drugą debatę. Porozmawiajmy w Końskich o naszych wizjach Polski". Koniec cytatu.
Magdalena Biejat: To ja.
Co się wydarzyło w tak zwanym międzyczasie?
Szczęśliwie rozpoznałam swój własny tweet, nie jest tak źle.
Co się wydarzyło? Tak już poważnie mówiąc.
Podjęłam decyzję, że tam pojadę, bo uważam, że ta debata jest zupełnie niepotrzebnym podbijaniem bębenka duopolu pomiędzy PO a PiSem.
Przepraszam, to wejdę w słowo. No właśnie, debata o debacie, czy w ogóle sama debata?
I debata, i debata o debacie. Co więcej, jest to debata absurdalna, bo nadal nie wiemy, czy kontrkandydaci pojawią się w tym samym czasie i w tym samym miejscu. Nadal nie wiemy, czy ona nie jest ustawką po to, żeby mogli sobie nawzajem potem wyzywać się od tchórzy, że nie pojawili się na swoich debatach, bo zdaje się, że jest tam kilka. Ja od początku mówiłam, że uważam, że jest to bez sensu i że czas po prostu przestać się godzić na ten duopol, w którym żyjemy od kilkudziesięciu lat. W maju do wyborów prezydenckich pójdą ludzie, którzy się urodzili już za czasów, kiedy cała nasza debata publiczna ogniskowała się na sporze pomiędzy Platformą a PiSem. I to jest spór, który jest po prostu szkodliwy. I czas go przerwać.
Nawet przyznam Pani rację, że ta polaryzacja jest straszna i myślę, że do niczego dobrego nie doprowadzi w naszym kraju. Natomiast pytanie, co to nam, wyborcom, Polakom pokazuje o Was politykach. Jeśli na przykład Pani jako kobieta, jedyna swoją drogą w tym wyścigu, właściwie na starcie już nie ma szansy wziąć udziału na równych szansach w debacie, mówiąc wprost.
To pokazuje wiele o w ogóle kondycji naszej debaty publicznej. Że wszyscy jako obywatele, przedstawiciele mediów, przedstawiciele polityki, wyborcy, dajemy się ciągle wpędzać w ten kołowrotek i w ten szantaż tak naprawdę, do którego zapraszają nas dwie główne partie, które tym szantażem każą ciągle skupiać się właśnie na tym, kto może wygrać, kto może przegrać. I w związku z tym dyskutujemy o tym, kto jest mniejszym, a kto jest większym złem. O tym, że trzeba z zatkanym nosem głosować na Platformę albo na PiS. Największym wyrazem tego jest dla mnie chyba ostatnia wypowiedź Agnieszki Holland, która bardzo mocno krytykuje obecną politykę Platformy Obywatelskiej i w ogóle rządu w kontekście sytuacji na granicy i łamania praw człowieka na granicy polsko-białoruskiej. Ale jednocześnie mówi, że zagłosuje z zatkanym nosem na Rafała Trzaskowskiego, bo niestety trzeba trzymać PiS z daleka od władzy. W ten sposób nic się nigdy nie zmieni. W ten sposób zachęcamy tylko wyborców, przepraszam, polityków do tego, żeby w kółko obiecywali tę samą kiełbasę wyborczą, którą potem odkładają na półkę, zapominają o tych wszystkich obietnicach, a potem taką odgrzaną i nieświeżą przynoszą nam z powrotem w kolejnych wyborach. I tak się bawimy w ten chocholi taniec właśnie od lat.
To żeby nie było niesmaku w trakcie naszej rozmowy i spróbujmy być ponad to wszystko. Jak pani sądzi, czy Donald Tusk, pan premier, przyglądający się temu właśnie, co się dzieje w ostatnich godzinach, daje przyzwolenie? Czy spodziewa się pani, że za chwilę być może będziemy świadkami kolejnego tweeta na temat tego, żeby wszyscy się wycofali z tego cyrku? Ja sobie pozwolę na ocenę. I żebyście jako politycy usiedli przy jednym stole i naprawdę każdy z Was na równych zasadach, żeby zabrał zdanie w sprawach najważniejszych dla naszego kraju, to sobie za chwilę będziemy definiować, co jest najważniejsze pani zdaniem. Sądzi pani, że jest coś takiego możliwe w najbliższych godzinach, czy nie?
Nie wiem, co zrobi. Jak będzie tę sprawę komentował premier Tusk i czy w ogóle będzie ją komentował.
A powinien?
Wie pan, jest premierem Polski, ma prawo komentować, co chce. Natomiast uważam, że po pierwsze, ja rzadko kiedy oglądam się na to, co mówi Donald Tusk. Myślę, że Donald Tusk ma tego świadomość.
Dlatego trochę panią prowokuje.
A po drugie uważam, że gdyby za takimi słowami powinny też iść czyny. To znaczy, że dążenie do tego, żeby rzeczywiście ta debata ogniskowała się wokół czegoś innego niż ciągłe przepychanki personalne, powinna też się wyrażać w mówieniu o sprawach, które są ważne. W dążeniu do tworzenia polityki państwa, która jest ogniskowana na potrzebach ludzi. Z tym ostatnio bywa niestety różnie.
No to teraz o ludziach będzie. Na Dolnym Śląsku w pierwszych dwóch miesiącach w Kłodzku urodziło się zaledwie siedmioro dzieci. To jest temat, który jest powiedziałbym uniwersalny dla całego kontynentu, dla Europy. Jest ogromny problem, natomiast Polska de facto umiera na naszych oczach. Pytam o to polityków, szczególnie w ostatnich tygodniach, praktycznie na co dzień, o ich receptę na to, jak można zmienić ten stan rzeczy. Ma pani takie poczucie, że obecny rząd, ale też kampania prezydencka, przyszły prezydent, prezydentka, mają to na liście priorytetów?
Uważam, że kiedy patrzę i też słucham dyskusji w rządzie czy w Sejmie, w Senacie, uważam, że na poziomie generalnie zatroskania o to, co jest i szukania rozwiązań jest duża potrzeba i duże poczucie odpowiedzialności za to, że trzeba coś z tym zrobić. Natomiast niestety, nie idą za tym konkretne programy albo nie idą wystarczająco szybko, które mogłyby wprowadzić pomoc. Na pewno taką pomocą jest wszelkie programy, które przygotowuje ministra polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, mające na celu przywrócenie, zwiększenie możliwości rodziców do powrotu na rynek pracy po urodzeniu dziecka. To jest program Aktywny Rodzic. No bo prawda jest taka, że kobiety boją się nadal tego, że to im przeszkodzi w robieniu kariery. To jest problem całej Europy, że będzie im trudniej wrócić na rynek pracy.
(...)
No to też kolejny wątek związany z prawem aborcyjnym. Też mu się przyglądam, przysłuchuję od wielu lat i zawsze się zastanawiam, co myślą kobiety w sytuacji, w której rozmaici politycy, mężczyźni wygłaszają rozmaite przemyślenia, od lewa do prawa, to też przyznajmy, bo to nie jest tak, że to jest tylko jakieś tam jedno konkretne środowisko. Właśnie na ten temat. Co pani jako kobieta, nie jako polityk, może bardziej jako matka, żona, w tym momencie sobie myśli?
Ja myślę sobie, że oburzające jest to, że ciągle poruszamy się w obszarze właśnie uprzedzeń, filozoficznych rozważań, kiedy zaczyna się życie, a nie dyskutujemy o bezpieczeństwie i zdrowiu kobiet. Byłam dzisiaj w Oleśnicy, bo jest głośny temat aborcji, która została tam przeprowadzona ostatnio. Rozmawiałam z dr Jagielską, która prowadzi tam klinikę ginekologiczną. Świetna specjalistka, która jak wielu młodych lekarzy, bo jest takich ludzi coraz więcej w Polsce, stawia w centrum dobro swoich pacjentek. I postępuje zgodnie z najlepszą wiedzą medyczną. Jej sposób postępowania polega na tym, niezależnie od tego, czy kobieta przychodzi po to, żeby prowadzić ciążę, czy po to, żeby ją przerwać. Dostaje pełną wiedzę. Cały wachlarz możliwości, jakie przed nią leżą. I ona podejmuje decyzję uzbrojona w tę wiedzę dzięki swojemu lekarzowi. A tę decyzję potem się szanuje i robi się wszystko, żeby przeprowadzić kobietę przez dany proces z poszanowaniem jej godności i jej praw. Tak to powinno wyglądać.
Zatem odpowiadając na moje pytanie, kiedy pani słyszy poszczególne wypowiedzi mężczyzn, polityków, nawet nie te dość skrajne, ale bieżące...
Mnie osobiście szlag trafia. A najbardziej szlag mnie trafia, jak słyszę od Szymona Hołowni, że ma tego dość, że co wybory wyciągamy aborcję. I ja mam dla niego jedną radę. Jest jeden sposób, żebyśmy już nie musieli jej wyciągać. Po prostu to załatwmy. Niestety problemem jest nie tylko Szymon Hołownia, czy PSL, czy różni politycy po tej czy po tamtej stronie sceny politycznej. Problemem niestety jest też środowisko izb lekarskich i towarzystwa ginekologów i położników.
Ale problem polega głównie na?
Na tym, że nie mamy progresywnych parlamentarzystów. Ludzie, przedstawiciele rządu, którzy chcą tę sprawę załatwić. Są tacy i w Lewicy, i w Koalicji Obywatelskiej. Nie mają z kim rozmawiać po drugiej stronie. Bo zwracam uwagę, że ta sprawa głośna z Oleśnicy zaczęła się w Szpitalu w Łodzi. Kiedy pacjentce odmówiono pełniej informacji na temat stanu jej ciąży, a następnie, kiedy zażądała przerwania ciąży zgodnie z prawem, wsadzono ją do zamkniętego zakładu psychiatrycznego. Osobą, która była współodpowiedzialna za tą sytuację jest szef Towarzystwa Ginekologów i Położników. Człowiek, który oponował przeciwko wytycznym przygotowanym przez ministrę Leszczynę, ministrę zdrowia, które miały ułatwić dostęp kobiet do aborcji. I to jest problem.
(...)
A jak pani myśli, gdyby tak spojrzeć w głąb oczu pana premiera Donalda Tuska, jaki on naprawdę ma stosunek w tej sprawie?
Musiałby pan zapytać pana premiera Tuska.
Zapytam, ale pytam panią.
Ja nie wiem, jaki on ma stosunek do tego.
Jak pani patrzy przekrojowo na jego politykę?
Ja uważam, że to jest zastanawiające, że był człowiekiem, że pan premier wziął aborcję na sztandary w 2023, a teraz rozkłada ręce i mówi, nie da się, bo ktoś nie jak Kamysz się nie zgadza. Dlatego uważam też, że tak ważne są te wybory, bo w tych wyborach oczywiście głosujemy na prezydenta, ale głosujemy też na konkretny program. Naszym głosowaniem dajemy znak politykom, tym w rządzie również. Czy jesteśmy za tym, żeby było tak, jak jest, czy chcemy jednak przyspieszyć te zmiany, o których tu rozmawiamy?
Po co pani właściwie jest polityka? Zastanawia się pani nad tym?
Cały czas się nad tym zastanawiam.
To nie uwierzę, ale jak tak dzisiaj rozmawiamy teraz?
Ja weszłam do polityki, dlatego, że wcześniej pracowałam w organizacjach pozarządowych. Zawsze szukałam takiego zajęcia, w którym zmieniałabym świat.
Ale od pasji, przepraszam, do na przykład chociażby języka hiszpańskiego, o czym wiele osób może nie wiedzieć w pani kontekście, do polityki, powiedziałbym, jest taka dość wyboista droga.
Ja studiowałam socjologię w Hiszpanii i przez chwilę tłumaczyłam rzeczywiście książki z hiszpańskiego, ale większą część mojego życia zawodowego spędziłam w organizacjach pozarządowych i jeszcze na studiach zaczęłam pracować jako wolontariuszka z osobami w kryzysie bezdomności. I właśnie całe życie starałam się pracować, znajdować taką pracę, w której czułabym, że coś zmieniam. Jakiś swój kawałek rzeczywistości. I przyszedł taki moment pracy w organizacjach pozarządowych, kiedy poczułam, że dochodzimy trochę do ściany. Że jeżeli chcemy naprawdę coś zmienić, to trzeba zmieniać system, w którym funkcjonujemy. I znalazłam ludzi, którzy myślą podobnie. Którzy chcieli podobnie robić politykę. Nadal z takimi ludźmi współpracuję i jestem w polityce po to, żeby coś zmieniać. I udaje się to zmieniać krok po kroku. Rozmawialiśmy tutaj o różnych relacjach w koalicji. Ona nie jest łatwa. Czasem niektóre rzeczy przegrywamy.
(...)
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz