Willa za mną należała do braci Neumannów, którzy od końca XIX wieku do II wojny światowej byli właścicielami fabryki kapeluszy filcowych. Willa i fabryka zostały skonfiskowane w czasie II wojny światowej, prawdopodobnie z powodu nieodpowiednio brzmiącego, niemieckiego nazwiska Neumann, które mogło być uznane za żydowskie. Istnieje także teoria, że fabrykę przejęto w związku z przenoszeniem produkcji wojennej na Dolny Śląsk, gdy z jednej strony nadchodziła Armia Czerwona, a z drugiej alianci. W związku z tym fabryka kapeluszy została przekształcona w zakład produkujący sprzęt wojskowy dla Wehrmachtu.
- Znajdujemy się w miejscu bardzo ważnym zarówno dla przedwojennej, jak i powojennej Złotoryi. W tym miejscu istniała ogromna fabryka, należąca do najbogatszych mieszkańców przedwojennego Goldbergu - podkreśla Sylwia Dudek-Kokot, przewodnik terenowy z Centrum Informacji Turystycznej w Złotoryi.
- Obecnie jesteśmy na terenie dawnej fabryki filcowych kapeluszy. Po wojnie przekształcono ją w fabrykę butów, ale przed wojną bracia Neumannowie produkowali tu modne kapelusze, eksportowane nawet do Stanów Zjednoczonych - mówi Katarzyna Iwińska, regionalistka.
W tamtym okresie kapelusz był nieodłącznym elementem stroju każdego szanującego się mężczyzny. Stanowił symbol elegancji i prestiżu społecznego. Na wielu fotografiach z tamtych lat widać mężczyzn w płaszczach i kapeluszach - bez tego dodatku trudno było sobie wyobrazić publiczne wystąpienia.
- Wszystko skończyło się w czasie II wojny światowej, gdy fabryka została przekształcona na potrzeby wojenne i służyła III Rzeszy. Zatrudniano tu także więźniów z podobozu Gross-Rosen, a warunki pracy były niezwykle ciężkie - dodała Katarzyna Iwińska.
-W czasie wojny fabryka Radio Opta Werke produkowała w Złotoryi optykę do samolotów Luftwaffe. Była to część szerszego zjawiska, gdy większość zakładów przerzuciła się na produkcję militarną. W podobozie Gross-Rosen pracowali m.in. Francuzi, Włosi i Flamandowie, a warunki, w jakich przyszło im pracować, były bardzo trudne - podkreślała Sylwia Dudek-Kokot.
Po wojnie fabryka kapeluszy zmieniła profil i rozpoczęła produkcję butów. Złotoryjskie Zakłady Obuwia przez wiele lat były jednym z najważniejszych pracodawców w regionie.
- Pierwsze buty produkowane tutaj były filcowe, dość toporne, ale tanie i łatwe do wytwarzania, dlatego cieszyły się dużym zainteresowaniem. Z czasem złotoryjskie buty zdobyły popularność w całej Polsce - wspomina Sylwia Dudek-Kokot.
Mieliśmy okazję porozmawiać z jedną z byłych pracowniczek fabryki, panią Haliną Gongorowską, która z sentymentem wspominała tamte czasy.
- Przepracowałam w zakładach obuwia 25 lat. Zaczynałam jako goniec u dyrektora Szmita, później awansowałam na manipulanta, a moim zadaniem było zarządzanie magazynem. Praca była ciężka, ale atmosfera w zakładzie była bardzo przyjazna - opowiadała Halina Gongorowska.
Obecnie budynki fabryki znajdują się w prywatnych rękach.
- Znajdujemy się w bardzo starym łączniku pomiędzy dwoma budynkami. Cała fabryka ma ponad 10 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni na kilku kondygnacjach. Był to największy zakład w Złotoryi. Planujemy wyremontować te budynki, przywracając im dawny blask, choć w nieco bardziej współczesnej formie, ale z zachowaniem ducha tego miejsca - mówi Filip Mazur, współwłaściciel obiektu.
Dziś już nikt nie produkuje kapeluszy w Złotoryi, jednak historia fabryki braci Neumannów przypomina o czasach, gdy kapelusz był nieodłącznym atrybutem eleganckiego mężczyzny.
- Krąży także tajemnicza legenda o srebrze ukrytym w pobliskich sztolniach w 1945 roku. Mówi się, że sztolnie zostały wysadzone, a świadkowie wspominają o kilku wybuchach. Być może kiedyś dowiemy się, czy te opowieści są prawdziwe - dodała Sylwia Dudek-Kokot.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz