Zamknij

"Ten pomysł jest na pierwszym miejscu głupich pomysłów dla edukacji"

12:08, 31.03.2025 Aktualizacja: 18:03, 07.04.2025
Skomentuj

Gościem Telewizji Echo24 był poseł Prawa i Sprawiedliwości Mirosława Stachowiak-Różecka.

W Kłodzku urodziło się siedmioro dzieci w ciągu pierwszych dwóch miesięcy tego roku, a w tym samym czasie zmarły 54 osoby - 40 w styczniu, 14 w lutym

- Moim zdaniem przede wszystkim trzeba postawić dobrą diagnozę. Spróbować dobrze ocenić, dlaczego tak się dzieje. Intuicyjnie możemy gdzieś powiedzieć, że są dwa główne moim zdaniem powody. Ale to jak mówię opieram na swojej intuicji, a nie na konkretnych rzetelnych badaniach, które niewątpliwie trzeba zrobić. Jedne z takiego obszaru powiedziałabym gospodarczego, materialnego to niewątpliwie kwestia mieszkań. Oczywiście młodzi ludzie mieszkań pragną i to jest na pewno warunek do tego, żeby się zdecydowali na założenie rodziny. To jest ciągle problem w Polsce potężny. Natomiast drugi, który zdiagnozować konkretnie, co tak naprawdę, to są kwestie zmian kulturowych. I te toczą się nie w ostatniej dekadzie 10, 15, 20 lat. One się toczą kilkadziesiąt lat. Czyli jakby wzmacniana, preferowana jest rodzina mała, albo nawet życie takie dla siebie bym powiedziała. Ty jesteś najważniejszy, skupiony wokół mnie. Najpierw na pierwszym miejscu stawiam swoją karierę, swoje zainteresowania. To się toczy od kilkudziesięciu lat. Proszę spojrzeć na nasze rodziny. Nasi dziadkowie mieli wielodzietne rodziny, mieli wiele dzieci, ale nasi rodzice już nie, my też już nie. Więc te zmiany kulturowe są naprawdę mocno już osadzone i bombardowani nimi jesteśmy wszędzie, w takiej też zwykłej codziennej kulturze życia. Włączymy film i tam jest pokazywana singielka, która robi zawodową karierę, a nie wielodzietna rodzina. Przez lata wielodzietna rodzina była wyśmiewana. Musimy sobie z tego zdawać sprawę.

"Przez 8 lat nie zdołaliśmy poradzić sobie z kwestiami mieszkaniowymi jako takimi"

Kiedy ja zakładałam rodzinę, nie miałam szans właściwie na żaden wariant mieszkaniowy, bo kredytu też by mi nikt nie dał. Dziś kredyt jest dla młodych i mają pracę, więc teoretycznie taki wariant wchodzi w grę. Tylko że najlepiej, żeby ta rodzina jak się decyduje wziąć kredyt i idzie do banku, nie pokazywała w tej ankiecie, że ma dzieci. Bo bank patrzy na dziecko, że dziecko jest już kosztem, który sprawi, że trudno będzie spłacać kredyt. Proszę spojrzeć, cóż za absurd. Przecież rodzina, która ma już dzieci, tym bardziej będzie zmotywowana do tego, żeby to, co gwarantuje im największe bezpieczeństwo, czyli dach nad głową, jednak spłacać. Będą zmotywowani do tego, żeby utrzymywać pracę. Będą zmotywowani do tego, żeby tą pracę mieć lepszą i lepiej zarabiać. "Czyli pani, przepraszam, najpierw zabrałaby się za odcinek bankowy?" Nie ma, że najpierw. Trzeba robić kilka rzeczy równolegle. Ale niewątpliwie odcinek bankowy, jak pan się wyraził, jest ważny. Kredyty są drogie. To nie są kredyty hipoteczne tak naprawdę, jakbyśmy się dobrze temu przyjrzeli. Bo to nie jest kredyt, który ma wartość mieszkania. Jak nie dasz rady go spłacić, to bank zabierze mieszkanie. Tylko właśnie musimy udowodnić, że mamy pracę, że będziemy mieć tą pracę zawsze i że nie mamy licznej rodziny, która będzie nas kosztowała. Więc nie mówimy o kredytach hipotecznych w Polsce tak naprawdę. Dużo do zrobienia w tej sprawie, zgadzam się. Ale z drugiej strony ta polityka mieszkaniowa, w sensie oferty mieszkaniowej, tak naprawdę w Polsce od lat mamy jedną, deweloperską (...). Ma pan rację. Przez 8 lat nie zdołaliśmy poradzić sobie z kwestiami mieszkaniowymi jako takimi. To prawda. Ale proszę zauważyć, jak wiele energii i środków skierowaliśmy poza wielkie miasta. Nie chcę powiedzieć prowincje, ale poza wielkie miasta. Czyli ten kierunek, że młody człowiek nie musi opuszczać swojego małego miasta, z którego się wywodzi. Może tam znaleźć pracę, bo gdzieś nie ma z tym problemu. Ale możemy mu stworzyć tam taką infrastrukturę, że on nie musi kupować we Wrocławiu mieszkania za 15 tysięcy za metr kwadratowy. Może zostać w tej małej miejscowości, tam układać sobie życie.

Rok od wprowadzenia przepisów dotyczących nieobowiązkowych prac domowych w szkole podstawowej

Ten pomysł jest, ja oceniam, w ciągu nie nawet ostatniej dekady, ale kilku dekad w edukacji na pierwszym miejscu głupich pomysłów dla edukacji. To jest pod każdym względem błąd. To jest błąd, bo oceniam, że trochę są zdezorientowani nauczyciele, mimo że minął już, jak pan przypomina, rok. Bo jakby nie zostali przygotowani na to, że ta szkoła się w związku z tym przeobrazi i z dziećmi trzeba pracować inaczej. Po prostu przestali zadawać zadania domowe. "No i co w zamian?" No kłopot. Więc trzeba było nawet, gdyby potraktować ten pomysł poważnie, to trzeba było najpierw przygotować do tego nauczycieli. To jest jeden wątek. Ale z drugiej strony, co obserwujemy, największy błąd, jeśli chodzi o dzieci, to rozwinę to tak. Żyjemy w czasach, czy nasze dzieci, te które dzisiaj są w szkole, będą żyły w czasach, w których jedną z najważniejszych umiejętności, jaką powinny mieć, to taka umiejętność samodzielnego organizowania sobie miejsca pracy. Obserwujemy, że to się zmienia. Nikt nie będzie pracował w jednym miejscu pracy przez całe swoje życie. Trzeba będzie umieć się przekwalifikować. Trzeba będzie umieć to zrobić, a być może zupełnie samodzielnie pracować. I to zadanie domowe to jest jedno z podstawowych narzędzi, że one właśnie tej organizacji przez pół godziny, godzinę, czy później dwie, jak są starsze, tej samodzielnej organizacji pracy się uczą, potrafią ocenić, ile czasu temu trzeba poświęcić, jak to zrobić, jakie to przynosi efekty. I tej elementarnej, podstawowej umiejętności również ich pozbawiliśmy. Dramat, chaos.

ZMIANY W KARCIE NAUCZYCIELA

To jest na razie projekt poddany konsultacjom, więc zobaczymy jaki będzie miał jeszcze kształt po konsultacjach. Ale na pierwszy rzut oka wygląda to na rzeczywiście takie porządkujące przepisy, jeśli chodzi o status nauczyciela. To, co wywoływało wątpliwości, kontrowersje, albo było różnie interpretowane przez organy prowadzące. No okej, ale pytanie wracając do tego wątku, który poruszaliśmy przed chwilą. Czy to naprawdę zmieni polską szkołę? I czy pańskiemu synowi jak do niej pójdzie, będzie w niej lepiej? Czy więcej się nauczy? Ta szkoła więcej mu da? Bo to przecież nie chodzi tylko o to, że się nauczy. No chyba nie. Moim zdaniem to jest trochę taka ucieczka od... To jest moim zdaniem ucieczka od również odpowiedzenia sobie na pytanie, ile nauczyciel tak naprawdę powinien zarabiać i za co powinien dostawać pieniądze. To też pozostaje od lat bez odpowiedzi (...). Ja przypomnę, że Prawo i Sprawiedliwość proponowało w tym zakresie zmianę. Proponowaliśmy zmianę w pensum w zamian za rzeczywiście bardzo wysoką podwyżkę. Była taka rozmowa, nauczyciele ją odrzucili. To co jest teraz proponowane to jest regulacja nadgodziny, godziny nadwymiarowe, takie różne rzeczy. Trzeba to uporządkować, żeby mieli nauczyciele poczucie sprawiedliwości, żeby mieli uczucie, że są traktowani tak samo niezależnie w jakiej gminie, w jakiej szkole pracują. Ale czy to tak naprawdę zmienia ich sytuację w sensie takiego prestiżu i tego, że do tego zawodu trafią zmotywowani dobrą pensją i wynagrodzeniem nauczyciele, którzy są nam w tym systemie rzeczywiście potrzebni? Moim zdaniem nie.

(Dariusz Wieczorkowski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%