W tym roku nie chodziło o liczby, ale i tak wygrała muzyka. Gitarowy Rekord Świata we Wrocławiu to już tradycja. W tym roku, po rocznej przerwie i poprzedniej edycji, która odbyła się całkowicie zdalnie, ta odbyła się hybrydowo, a uczestnicy podkreślali, że atmosfera jest niesamowita.
- Jest nieporównanie inaczej niż na rynku. No i dzisiejsza pogoda, normalnie patelnia.
- Jestem pierwszy raz na żywo, w zeszłym roku brałem udział online. Zawsze marzyłem, żeby tu przyjechać, ale nigdy jakoś nie było okazji. W domu wiadomo grałem do pustego pokoju, tak dla siebie. Natomiast tu są ciekawi ludzie, jest dużo emocji.
- Bardzo dobrze, jestem pierwszy raz i to bardzo podekscytowany.
- Chciałem to przeżyć na żywo. Rok temu było niestety online, a wiadomo, że to nie jest to samo.
- Jedna gitara to za mało, ale ona już chodzi kilka lat ze mną. Ja od 17 lat przychodzę, także w zasadzie po raz 14-sty ta gitara jest ze mną. To już taka tradycja.
- Jest atmosfera jak zwykle i to jest najważniejsze. W zeszłym roku też brałem udział online, no to było dobrze zorganizowane, ale to nie jest to, co atmosfera właśnie na żywo - mówią uczestnicy Gitarowego Rekordu Guinnessa.
- Jest gorąco: dosłownie i w przenośni. Gorąco, bo jest dużo fantastycznych muzyków, dużo fantastycznej muzyki. Fenomenalni gitarzyści i na scenie i po drugiej stronie sceny, atmosfera niesamowita. Cieszę się, że powoli wszystko zaczyna wracać do normy. Granie online, czyli takie, gdzie nie ma publiczności, gra się w ogóle bez reakcji. Jest to w ogóle bez sensu, nienawidzę tego, nie lubię - mówi Grzegorz Skawiński, artysta, muzyk.
- Wracamy z wielkiej podróży. Cieszę się, patrzymy sobie wszyscy w oczy, hałasują gitary, ja krzyczę i śpiewam. Cieszę się po prostu, wszystko zagrało znowu, wszystko wróciło. Znowu są ciary, znowu są te emocje - podkreśla Łukasz Łyczkowski, Zespół 5 Rano.
- Półtora roku temu jakiś gość w marynarce powiedział, że nie wolno grać koncertów. No i teraz my jesteśmy wyposzczeni. Artysta sceniczny powinien grać dla publiczności. Kiedy kocha się muzykę, to muzyka potrafi się w nieprawdopodobny sposób odwdzięczyć. Widać, że ci ludzie są szczęśliwi - mówi Mirosław Jurecki, artysta, muzyk.
Dla wielu z nich rekord to już tradycja. Wojciech Olejniczenko bił go po raz 15-sty. Przy okazji imprezy od lat zbiera autografy muzyków.
- Myślę, że mam ich koło dwudziestu. Ja tego nie liczę, nigdy niczego nie liczę, ale dzisiaj również kilka się udało. To są emocje największe, ja to uwielbiam - mówi Wojciech Olejniczenko, uczestnik Gitarowego Rekordu Guinnessa.
W tym roku organizatorzy nie podali liczby uczestników, podkreślając, że nie chodzi o sam rekord.
- To jest najważniejsze, żeby wrócić do tego normalnego funkcjonowania. Dla nas ten kontakt z publicznością jest podstawą w ogóle egzystencji, bo granie bez publiczności jest niepełne po prostu, nie daje tego przeżycia. A tutaj mamy bardzo specjalną publiczność, bo ta publiczność jest jednocześnie chórem gitar. Każdy uczestnik jest jednocześnie wykonawcą, gra żywą muzykę, tworzy ją - mówi Leszek Cichoński, pomysłodawca Gitarowego Rekordu Guinnessa.
Za rok Gitarowy Rekord wróci na wrocławski rynek. Będzie to jubileuszowa 20-edycja. Leszek Cichoński zapowiada, że odbędzie się we Wrocławiu wyjątkowe wydarzenie, a na miejscu będzie można spotkać wielu wyjątkowych artystów.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu echo24.tv. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz