Gościem Telewizji Echo24 była politolog prof. Anna Pacześniak.
NOWY PAPIEŻ
- Jeśli chodzi o rolę przywódcy Kościoła katolickiego, no to rzecz jasna, ona nie jest taka sama, jak jeszcze parę dekad temu. Ale z drugiej strony, dla wielu, przede wszystkim obywateli, nie tylko wyznawców Kościoła katolickiego, czy członków Kościoła katolickiego, to jest jakaś busola moralna. I wtedy, kiedy umarł papież Franciszek, pojawiły się też takie głosy, że a kto teraz będzie wspierał tych najsłabszych w tej takiej rozmowie politycznej, czy publicznej, głównie migrantów. Więc to pokazuje, że rzeczywiście ta osoba, ten polityk jest i będzie ten nowy papież ważny.
(...) Z perspektywy Polski raczej wiemy, że są marne szanse na to, żeby to był Polak. Więc skoro nie z naszej perspektywy najlepsze rozwiązanie, znaczy ja nie mówię, że to byłoby najlepsze rozwiązanie, ale wiemy, jak bardzo byliśmy przywiązani do papieża Polaka, no to w takim razie może inny Europejczyk, czyli najprawdopodobniej Włoch, dlatego że mamy takie przeświadczenie właśnie po pontyfikacie Franciszka, że jeżeli ktoś jest z innego kontynentu, to akurat tych skomplikowanych relacji i duszy rosyjskiej nie rozumie. I właśnie słowa papieża Franciszka mają być tego dowodem. Oczywiście każdy papież, jakkolwiek jest skoncentrowany na życiu kościoła katolickiego, to przecież jest dzieckiem swojego otoczenia, swojego wychowania. Więc jasne jest, że akurat papież Franciszek wypowiadał się tak, a nie inaczej w sprawie Rosji, Ukrainy. Również pod wpływem tego, że wychowywał się w kraju, który jest mocno antyamerykański. W związku z tym uznanie, że ta wojna została zasilona również przez zachód Europy, czy szerzej zachód światowy. Było to zrozumiałe, aczkolwiek z perspektywy Europy środkowo-wschodniej, państw bałtyckich nieakceptowalne.
REPARACJI NIE BĘDZIE?
- Ja myślę, że jednak nie cała polska scena polityczna trzyma kciuki za to, żeby Niemcom pod względem ekonomicznym działo się lepiej. Choć z drugiej strony, i tutaj piję oczywiście do prawej strony sceny politycznej, może powinni, skoro cały czas mówią o tym, że Niemcy powinni nam wypłacić reparacje. Żeby mieli pieniądze. No ale żarty na bok, bo już kanclerz Merz powiedział wczoraj w Warszawie, że sprawa reparacji... Znaczy nie powiedział tego tak ostro, ale wniosek jest taki, że ta sprawa, jakby dyskusja na ten temat jest zamknięta. Co nie oznacza, że nie powinniśmy rozmawiać. I rzeczywiście w takim dosyć koncyliacyjnym tonie również wypowiadał się premier Tusk. No bo zdaje sobie sprawę, że rzeczywiście nie damy rady wyciągnąć żadnych pieniędzy.
(...)
Ja myślę, że nowemu kanclerzowi długo jeszcze będzie wypominane to, że nie udało mu się uzyskać mandatu kanclerza za pierwszym głosowaniem. To oczywiście osłabia jego pozycję. A to co umacnia jego pozycję to strach przed przyspieszonymi wyborami w Niemczech i ewentualnym zwycięstwem alternatywy dla Niemiec. No bo rzeczywiście sondaże pokazują, że to jest partia, która rośnie w sondażach. Więc to na pewno byłby ogromny kryzys. Bo nawet jeżeli ta partia rzeczywiście w przyspieszonych wyborach dobiegłaby pierwsza do mety, no to oczywiście nie ma potencjału koalicyjnego. Więc czasami strach jest bardzo dobrym spoiwem. I myślę tutaj nie tylko w polityce. Nie tylko myślę o polityce niemieckiej. Więc w tym sensie ta koalicja, mimo że ma małą przewagę w Bundestagu, to jednak będzie próbowała pchnąć Niemcy na dobre tory. I również odzyskać tę pozycję na poziomie Unii Europejskiej. (...) Na pewno nam z perspektywy relacji pomiędzy Polską a Niemcami będzie o tyle łatwiej, że panowie premier i kanclerz są z tej samej rodziny ideologicznej, czyli Europejskiej Partii Ludowej na poziomie europejskim. Więc pewnie będzie się też łatwiej dogadać, bo przecież te oczekiwania po październiku 2023, czyli w wyborach w Polsce, że te relacje polsko-niemieckie zostaną odbudowane momentalnie, one wcale się, te nadzieje nie spełniły. Choćby dlatego, że ta relacja personalna między Donaldem Tuskiem a Olafem Scholzem, czyli poprzednim kanclerzem, nie były powiedzmy idealne czy wzorcowe.
TEST NA UCZCIWOŚĆ
- My się tak naprawdę nie zajmujemy mieszkaniami pana Nawrockiego, tylko z badaniem uczciwości. Najpierw wiedzieliśmy, że ma jedno mieszkanie, potem, że ma dwa, a teraz ma dwa i pół. Natomiast to jest bardziej właśnie test na to, kto jest uczciwszy w oczach elektoratu. Ja widzę tu robotę, teraz już jakby gaszenie pożaru, niektórzy twierdzą gaszenie pożaru benzyną przez ludzi Karola Nawrockiego. Wygląda na to, że Prawo i Sprawiedliwość próbuje zastosować taką metodę, jaką stosowało wtedy, kiedy mieliśmy do czynienia z kwestiami praworządności. Czyli takie zaciemnienie obrazu, żeby wniosek dla wyborców, przede wszystkim wyborców Prawa i Sprawiedliwości, był taki, wszyscy kręcą. I właśnie za paznokciami ma pewnie coś również Rafał Trzaskowski. Próba zlepienia tego z sprawami, które omawiane były w polskiej polityce od dawna, czyli reprywatyzacja w Warszawie. To się mówiąc bardzo dyplomatycznie i delikatnie średnio udaje. Natomiast rzeczywiście jeszcze to wskakiwanie na falę krytyki Nawrockiego przez chociażby Sławomira Mentzena, który rzekomo miał mieć ustny pakiet, ustną umowę, że nie będzie krytykował Nawrockiego, bo przecież w perspektywie może za dwa lata jest wspólna koalicja rządowa. To się zmieniło. Więc myślę, że tutaj nastąpiła duża panika. To jest widoczne. A oczywiście pozostali kandydaci próbują wyszarpnąć z tej sprawy coś dla siebie.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz