Gościem Echo24 był Michał Mazur, prezes piłkarskiego Śląska Wrocław.
Przed nami ostatnie spotkanie w Ekstraklasie na wrocławskim stadionie w tym roku. Co pan czuje, kiedy jest to spotkanie mistrza Polski z wicemistrzem Polski?
- Tak, rzeczywiście to jest ten pewien paradoks, że Śląsk Wrocław spada z ligi, będąc jednocześnie wicemistrzem tej ligi. To się nie zdarzyło od bardzo dawna, nie tylko w Polsce, ale w innych krajach. Czuję ogromny smutek, rozżalenie, złość. Pewnie długo mógłbym tak jeszcze wymieniać. Mówię to nawet mniej niż prezes tego klubu, pracownik klubu, a bardziej jako jego wieloletni kibic, osoba związana właśnie kibicowsko, ale też zawodowo z tym klubem od kilkudziesięciu lat. Nigdy sobie nie wyobrażałem, że... Może nawet nie. Nie jest tak, że sobie nigdy nie wyobrażałem spadku Śląska. To jest na końcu sport i ktoś z tej ligi musi spaść. Natomiast nie wyobrażałem sobie, trudno jest to pojąć rozumem, jak z takiego wysokiego miejsca, po takim świetnym sezonie, jaki był w ubiegłym roku i po tym początku, gdzie graliśmy też w europejskich pucharach, jak można było znaleźć się w tym miejscu, w którym jesteśmy.
Ta misja ratunkowa, ona była z gatunku tych prawie niemożliwych. Troszeczkę uwierzyliśmy w to, że być może na finiszu coś dobrego się zadzieje, bo Śląsk grał lepiej. Ale ta praca niestety tutaj się nie udała. Czy wy przygotowywaliście się na ten scenariusz pierwszoligowy, czy dopiero te przygotowania zaczęły się po ostatniej kolejce?
- Pierwszego dnia, kiedy zostałem prezesem, to były ostatnie dni lutego, od tego dnia zacząłem przygotowywać się do tego czarnego scenariusza, oczywiście licząc, wierząc, przekonując wszystkich dookoła, że będzie to praca niepotrzebna i że te dokumenty, które wtedy gdzieś zostały stworzone, wyliczenia, różne tabelki itd., że po prostu będą schowane w biurku, w szufladzie tego biurka i będą stanowiły tylko niemiłą pamiątkę po tym dziwnym sezonie. Ale niestety stało się, jak się stało. Rzeczywiście walczyliśmy do końca. Walczymy w dalszym ciągu. Zostały jeszcze dwa mecze i na pewno będziemy chcieli też w tych ostatnich dwóch meczach dać chociaż jeszcze odrobinę, nazwijmy to, radości kibicom. Pożegnać się z Ekstraklasą, z podniesioną głową. Rzeczywiście ta runda była w całym tym dziwnym sezonie, była czymś, co myślę, że wszyscy zapamiętają. Daliśmy sobie szansę, niemalże do końca tę nadzieję. Ta nadzieja była też widoczna u kibiców, co jest dla nas bardzo ważne, że mimo tego, że ich zawiedliśmy, to jednak takie pojedyncze powody do radości im dawaliśmy.
Na pewno kibice zasługują na pochwałę, bo oni do końca też wierzyli, przychodzi na stadion.
- Kibice rzeczywiście byli fantastyczni. Za to im bardzo dziękujemy. Tym bardziej ich przepraszamy, że ten sezon skończył się, jak się skończył. Ale jest to coś naprawdę fenomenalnego, że grając o utrzymanie, będąc praktycznie cały czas w strefie spadkowej, udało się wykręcić, mówiąc kolokwialnie, trzecią frekwencję w lidze. To jest coś nieprawdopodobnego i to pokazuje, że Wrocław, Śląsk, ci kibice, potrzebują Ekstraklasy. Tak jak my, jako klub, jako organizacja, jako drużyna tego egzaminu nie zdaliśmy, to na pewno kibice go zdali i pokazali, że są na poziomie co najmniej Ekstraklasowym.
Macie takie zapewnienie ze strony miasta czy prezydenta, że do tej elity uda się jak najszybciej wrócić, że ta stabilizacja finansowa będzie w takiej kwocie, żeby zbudować drużynę, która po prostu wywalczy ten awans?
- To jest oczywiście bardziej skomplikowane zagadnienie. Ja, odkąd objąłem tę funkcję, też staram się zadbać o pewną stabilizację związaną z budżetem, z finansami. Niezależnie od tego, czy byśmy się utrzymali, czy finalnie ten czarny scenariusz się ziścił, taka operacja jest po prostu potrzebna. W pierwszej lidze tym bardziej, oczywiście. Ale tak jak powiedziałem, niezależnie, czy byłby spadek, czy nie, trzeba było o tym myśleć i nad tym pracować, i o tym głośno mówić. To, co jest dla mnie ważne, to to, że udało się w te trzy miesiące tak poukładać, że wszystko wskazuje na to, że zakończymy ten sezon bez żadnych, nazwijmy to, ogonów finansowych. Że uda nam się wyjść na czysto, na prostą. Nie wejdziemy w nowy sezon z długami, z jakimiś przeterminowanymi zobowiązaniami finansowymi. Ale nie ukrywam, przed nami bardzo ciężka praca, żeby ten budżet poukładać w nowym sezonie. Zwłaszcza, że ta rzeczywistość finansowa wokół spółki, wokół klubu bardzo się zmieni. Chociażby sam fakt, że to nie będzie Ekstraklasa, tylko 1. liga, że będą zupełnie inne pieniądze z tytułu praw telewizyjnych, od sponsorów i tak dalej, i tak dalej. Będziemy w całkowicie innej, nowej rzeczywistości finansowej.
Zapytam o trenera. Po prostu nie będzie nas stać na takiego szkoleniowca, jakiego mamy teraz? To jest czas na pożegnanie po tych dwóch meczach?
- Nie, to jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić. My oczywiście jesteśmy bardzo z trenera zadowoleni. To, o czym powiedziałem na początku, o tym, że tak do końca dawaliśmy sobie szansę i nadzieję, to jest także efekt bardzo dobrej pracy trenera i jego sztabu. Myślę, że w grudniu-styczniu 9 na 10 osób by powiedziało, że nie ma takiej możliwości, że jeszcze w połowie maja będziemy mieli matematyczne szanse na utrzymanie w lidze po tym, jak wyglądała runda jesienna. Przypomnę, że my w 18 meczach wygraliśmy zaledwie jedno spotkanie. To jest nieprawdopodobnie zły wynik, ale taka jest rzeczywistość. Więc ta praca w rundzie wiosennej była na bardzo wysokim poziomie. Niestety za mało czasu było, za późno. My z trenera jesteśmy bardzo zadowoleni. Trener też z tego, co z nim rozmawiamy, jest zadowolony z pobytu tutaj w Śląsku. Myślimy o tym, próbujemy znaleźć jakąś nić porozumienia związaną z dalszą pracą trenera. Jest od nas oczywiste, że w pierwszej kolejności myśląc o tym, kto będzie szkoleniowca w nowym sezonie musimy rozpocząć to myślenie i rozmowy właśnie z Ante Šimundžą. No ale nie będzie to łatwe, od razu uprzedzam, bo wracamy do punktu wcześniejszego, czyli finanse. Wiem, że kibiców najbardziej zawsze interesują personalia, piłkarze, trenerzy, terminarz meczów, kto strzelił w jaki sposób. To jest oczywiście ważne. To jest esencja piłki nożnej, esencja kibicowania. Ale z mojej perspektywy to wygląda troszeczkę inaczej. To jest spółka, to jest biznes, który trzeba po prostu prowadzić zgodnie z pewnymi zasadami i starać się przynajmniej na tyle, ile to możliwe, żeby te koszty były… jakoś w miarę nad nimi zapanować po prostu. Niekoniecznie zawsze te spółki piłkarskie mogą czy muszą być na plusie, no ale w jakichś w miarę rozsądnych realiach finansowych muszą się poruszać, bo potem się robią kłopoty takie, jakie mamy chociażby teraz.
To taki obraz wychodzi z tego, że mniej te takie kwestie sportowe, ale bardziej finansowe będą problemem na najbliższe miesiące, czyli znalezienie pieniędzy, żeby zatrzymać dobrych piłkarzy i przede wszystkim trenera?
- To są rzeczy, które się oczywiście bardzo mocno przenikają, więc to nie jest tak, że powiem, że głównie finanse, a o sport nie musimy martwić, jak będą finanse. Przecież to nie jest tylko tak, że my we Wrocławiu widzimy, że trener wykonał świetną robotę, ale on się doskonale przedstawił w całej piłkarskiej Polsce i jestem w stanie sobie wyobrazić, że jakieś kluby będą chciały, przynajmniej będą myślały o tym, żeby skorzystać z jego usług. To jest też trener doświadczony w Europie, na Słowenii, w Bułgarii. Grał na bardzo wysokim poziomie w europejskich rozgrywkach, więc to nie jest tylko tak, że Śląsk Wrocław jest jedynym klubem, który się nim interesuje. Ciężko jest mi oczywiście wejść w głowę trenera i powiedzieć, o czym on myśli. Wiem tylko to, co nam przekazuje, że jest zadowolony z pobytu we Wrocławiu. Mam nadzieję, że uda nam się tę nić porozumienia dotyczącą jego dalszej pracy we Wrocławiu znaleźć. I tak naprawdę tyle. Na tym etapie jest jeszcze za wcześnie, żeby mówić coś więcej. Oprócz może tego, że rzeczywiście kwestia wyboru szkoleniowca, ustalenia zasad, współpracy i może nawet nie tyle podpisania umowy, co przynajmniej przybicia sobie, mówiąc znowu kolokwialnie, piątek, podania sobie rąk jest kluczowa, bo to jest pierwszy krok do tego, żeby tę drużynę przebudowywać, budować na 1. ligę, z taką myślą o powrocie do Ekstraklasy, bo nie wyobrażam sobie, że zaczniemy jakieś ruchy transferowe robić, nie wiedząc, kto będzie trenerem, nie wiedząc, jakich piłkarzy potrzebuje, jaki jest profil tego trenera, jaki ma styl gry i tak dalej. Więc to jest na pewno rzecz, którą niezależnie od wszystkiego musimy naprawdę w ciągu kilku, niemalże najbliższych dni zamknąć, bo nie możemy tego przedłużać, bo nam to rozsypie całą tę układankę.
Jeżeli chodzi o piłkarzy, to tutaj pewne rzeczy zadzieją się z automatu, czyli macie taką możliwość, żeby po prostu rozwiązywać kontrakty? Już takie rozmowy się zaczęły, kto ewentualnie mógłby zostać na kolejny sezon? Czy to jeszcze za wcześnie trzeba dograć te dwa mecze tego sezonu?
- Oczywiście. Przede wszystkim musimy dograć te ostatnie dwa mecze. Jest jeszcze za wcześnie, żeby mówić o czymkolwiek. W tych ostatnich meczach, tak jak powiedziałem wcześniej, chcemy dobrze wypaść, dobrze się zaprezentować przed kibicami, pożegnać się z Ekstraklasą, przynajmniej z odrobinę podniesioną głową. Jeśli chodzi o możliwości rozwiązywania kontraktów po spadku, to to jest rzeczywiście w przypadku zawodników z Polski istnieje taka możliwość. Tak mówią o tym przepisy. Natomiast jest to z mojej perspektywy jakaś ostateczność oczywiście. Wolałbym zdecydowanie, żeby albo ci piłkarze u nas zostali, albo wolałbym ich, jeśli już będzie taka konieczność, żeby odchodzili z klubu, wolałbym ich wytransferować, bo znowu wracamy do punktu wyjścia, czyli do tego, że na końcu szalenie istotne są finanse. Więc mając możliwość zarobienia na transferze jakiegoś zawodnika, oczywiście wybieram ten wariant, a nie rozwiązywanie kontraktu tylko dlatego, że klub spadł z Ekstraklasy.
Na pewno łatwiej będzie ściągnąć piłkarzy mając dyrektora sportowego. To tutaj zapytam, czy Dariusz Sztylka wraca do Śląska, czy to już jest wszystko załatwione, temat jest dogadany?
Ja nie ukrywam, że od kilku ładnych tygodni często muszę odpowiedzieć na to pytanie i odpowiem tak samo, jak na każde poprzednie, że niezależnie jakie nazwisko teraz by pan redaktor tutaj powiedział, to uniknę odpowiedzi. To nie jest moment na to na pewno, natomiast chciałbym wszystkich uspokoić, ta sytuacja jest pod kontrolą i mam nadzieję, że niebawem będziemy mogli ogłosić nazwisko nowego dyrektora sportowego.
Ale z Rafałem Grodzickim podziękowaliście sobie za współpracę, tak?
W charakterze dyrektora sportowego tak, choć ani ja, ani Rafał Grodzicki nie wykluczamy dalszej współpracy. Wręcz przeciwnie, rozmawiamy o tej współpracy na nowych zasadach. Ja co do Rafała nie mam żadnych większych uwag. Decyzja związana z tym, że to nie on będzie docelowo dyrektorem sportowym, nie była jakoś związana z tym, że bardzo negatywnie oceniałem jego pracę. Po prostu na tym stanowisku potrzebuje osoby o trochę innym zestawie cech, kompetencji. Ale bardzo cenię Rafała. Uważam, że też w tej trudnej sytuacji pomógł klubowi, pomógł drużynie. To jest tak, że m.in. to jego zasługa, że tak długo dawaliśmy sobie szansę i nadzieję na utrzymanie w Ekstraklasie. Więc bardzo bym chciał, żeby on został dalej w klubie, bo uważam, że takich ludzi z wiedzą o piłce, z doświadczeniem, z kompetencjami, z inteligencją nigdy w klubie dość. To jest bardzo ważne, żeby w klubach piłkarskich pracowali ludzie, którzy znają się na piłce nożnej.
Mówiliśmy o tej frekwencji. Kibice mimo tych słabszych wyników chętnie przychodzili na stadion. Tutaj w 1. lidze nic się nie zmieni, cały czas będziecie grać na Tarczyński Arena? Czy to nie jest takie oczywiste?
Ciężko mi sobie wyobrazić inny scenariusz. Jesteśmy oczywiście jeszcze w trakcie rozmów. Już pierwsze ruchy, pierwsze kontakty z zarządem spółki stadionowej oczywiście zostały podjęte. Zresztą my współpracujemy ze sobą na co dzień. W tym samym miejscu mamy siedzibę, więc to nie jest jakiś wielki problem.
Choć to dwie, różne spółki.
- Oczywiście, tak. To są dwie różne spółki, ale współpracujemy ze sobą ściśle, bo tak naprawdę jesteśmy ze sobą bardzo mocno powiązani. Nie ma stadionu bez Śląska Wrocław i odwrotnie. Więc oczywiście wraz ze spadkiem pojawia się ta nowa rzeczywistość, nasza organizacyjna finansowa, z którą sobie musimy poradzić i będziemy też w oparciu o nią rozmawiać ze stadionem, jeśli chodzi o zasady współpracy w nowym sezonie. Akurat tak się składa szczęśliwie, bądź nieszczęśliwie, w sumie nie wiem, która opcja tutaj bardziej pasuje, że umowa nam wygasa teraz. Niezależnie od wszystkiego, tak czy siak musielibyśmy z zarządem stadionu usiąść i rozmawiać o zasadach dalszych współpracy.
Czy trudno jest pracować i myśleć o awansie, kiedy politycy ciągle mówią, że Śląsk trzeba sprzedać, że trzeba sprzedać jak najszybciej, że szukamy kupca? Chociaż z drugiej strony słyszymy też, że to takie srebro rodowe i chcemy o nie zadbać. Z jednej strony srebro rodowe, a z drugiej chcemy się pozbyć tego Śląska. Czy to utrudnia pracę i to myślenie o 1. Lidze, ewentualnym awansie, gdy gdzieś cały czas jest to, że ten Śląsk wkrótce może zostać sprzedany?
- Mówiąc szczerze, ja o tym kompletnie nie myślę. Nie dlatego, że poprzednie próby były nieudane. Po prostu ja zostałem wynajęty do konkretnej pracy i ją robię. Nie zajmuję się kwestią związaną z prywatyzacją spółki. Na szczęście, mówię na szczęście dlatego, że uważam, że to nie jest rola zarządu. To jest poziom właścicielski. Kto inny jest za to odpowiedzialny. Ja zajmuję się bieżącym funkcjonowaniem tego klubu. Tak samo pracownicy raczej są skoncentrowani na tym, co się dzieje na boisku i wokół niego niż na tym, co się dzieje w innych gabinetach. Kwestia polityczna, o której pan powiedział jest dosyć naturalna, bo Śląsk Wrocław jest spółką miejską, a miasto, gmina, to jest po prostu polityka. Lokalna, samorządowa, ale zawsze polityka. W Radzie Miejskiej, od której też nasza, jako miejskiej spółki, przyszłość czy bieżące funkcjonowanie w jakiś sposób zależy, składa się z lokalnych polityków i siłą rzeczy ten temat jest polityczny. Ja bym sobie tylko życzył, żeby tej polityki było jak najmniej. Ale też mam wrażenie, że niezależnie od wszystkiego, co gdzieś tam się czasami mówi, to mam wrażenie, że to wszystko też wynika z troski o klub, niezależnie od poglądów politycznych. Na końcu odnoszę takie wrażenie, że wszyscy temu projektowi dobrze życzą. Każdy ma na to pewnie inny pomysł, inny ogląd, ale to jest klub wszystkich wrocławian. Wspomniał pan o tej doskonałej frekwencji. Myślę, że jeśli na stadion przychodzi 30 tys. osób, to jakbyśmy przeprowadzali jakieś sondaże, to tam by się znaleźli sympatycy każdej możliwej opcji politycznej, więc nie rozróżniamy tego. Naszym zadaniem jest dawanie rozrywki mieszkańcom Wrocławia, dawanie im emocji. Lepiej pozytywnych niż negatywnych, tak jak mamy teraz związanych ze spadkiem. Na końcu ten spadek nie kończy historii Śląska Wrocław. Naszym zadaniem teraz jest, jako pracowników klubu, jako zarządu, zadbanie o to, żeby po prostu w tej 1. lidze klub normalnie funkcjonował. Jak najszybciej wrócił tam, gdzie jego miejsce, czyli do Ekstraklasy.
Nie było takiej troszeczkę złej atmosfery wokół Śląska, która budowała się w trakcie sezonu. Były te sprawy audytów, zwolnienie trenera, zwolnienie dyrektora sportowego, prezesa, nawet ten konkurs na nowego prezesa, na pana, też budził jakieś takie, nie wiem, złe emocje, może tak powiem, wokół tego. Były cały czas dyskusje, czy finansować Śląsk, czy sprzedać, jaka jest wycena klubu. Nie było tego trochę za dużo w trakcie sezonu i czy to nie wpłynęło na piłkarzy, że to tak ostatecznie troszeczkę popchnęło Śląsk w stronę spadku?
- Oj, to ciekawa teza. Wydaje mi się, że trochę za daleko idąca. Nie chce mi się wierzyć, że dyskusje na temat klubu, te nazwijmy te polityczne, w jakiś sposób wpływały na piłkarzy.
Ale takie emocje mogły wpływać na piłkarzy w jakiś sposób, prawda? Że źle czuli w klubie na przykład, byli pod presją?
- Nie wiem, ciężko mi powiedzieć. Mógłbym też przypomnieć wiosnę ubiegłego roku, kiedy były wybory i też ten temat klubu był w jakiś sposób wykorzystywany w kampanii wyborczej. A mimo wszystko zostaliśmy wicemistrzem Polski, mając do końca duże szanse na mistrzostwo, więc wtedy to nie przeszkodziło. Więc zakładam, że i teraz nie było to jakimś większym powodem. Choć odpowiadając wprost, tak, chciałbym na pewno, tak bym sobie życzył, mówię to bardziej znowu jako mieszkaniec Wrocławia, żeby wokół Śląska pewnie jakiś konsensus zapanował, żeby właśnie nie wykorzystywać klubu w jakiejś takiej bieżącej walce politycznej. Ale na końcu, tak szczerze mówiąc, ja nie jestem politykiem. Znaczy interesuję się polityką, bo jest znane powiedzenie, że jak się ktoś nie będzie interesował polityką, to polityka prędzej czy później zainteresuje się nim. Natomiast nie uczestniczę w tym. Ja jestem pracownikiem Śląska Wrocław od wielu, wielu lat. Doszedłem tam, gdzie jestem swoją ciężką pracą. Chcę to swoje doświadczenie przekazać, wykorzystać na korzyść Śląska Wrocław. Chciałbym po prostu, żeby ten klub był dobrze zarządzany, żeby był zawsze dumą wrocławian, przynosił mu chlubę i żeby dzięki klubowi piłkarskiemu, a piłka nożna jest najbardziej popularnym sportem w naszym kraju, żeby po prostu wszyscy mieszkańcy Wrocławia mogli czuć z tego klubu dumę. Teraz jesteśmy w sytuacji, w jakiej jesteśmy, ale liczę na to, że uda nam się to wszystko jakoś tam w miarę poukładać, także właśnie ze wsparciem tych sił politycznych, o których pan mówił i żebyśmy mogli cieszyć się z powrotu do Ekstraklasy. Czy z tym właścicielem, czy z innym, to tak jak powiedziałem wcześniej, to nie są moje decyzje. Ja przyjmę każdą, jaka by nie była, byle byłaby oczywiście z korzyścią dla Śląska Wrocław.
Śląsk prawdopodobnie jest wart 5-10 milionów, bo ta wycena Śląska jest tajna, ale tak można wnioskować mniej więcej. Po spadku to będzie mniej. Jak pan ocenia wartość Śląska i to, że poruszaliśmy się kiedyś w cenie 50 milionów? Teraz 5-10, czy mniej? Czy znajdzie się w ogóle kupiec na Śląsk Wrocław?
- Ja już troszeczkę się do tego wcześniej odniosłem. Ja nie zajmuję się prywatyzacją spółki i proszę wybaczyć, proszę mnie zwolnić też z takich pytań. Nie jestem ekspertem od wyceniania jakichkolwiek spółek, a już w szczególności spółek piłkarskich, klubów piłkarskich. Pracując w klubie piłkarskim jestem nauczony pewnej zasady, że coś jest warte tyle, jak ktoś za to chce zapłacić. Mówię przede wszystkim o kartach zawodniczych. Wycenę obecną sporządziła renomowana firma Grant Thornton. Poprzednie wyceny też były wykonywane przez ludzi, którzy się znają na rzeczy, którzy mają państwowe uprawnienia. Więc zakładam, że te wyceny nie brały się z powietrza, tylko z konkretnych dokumentów, założeń, które były przyjmowane do tworzenia tych wycen itd. Ciężko mi coś więcej w tej materii powiedzieć. Do 26 maja, jeśli dobrze pamiętam, jest termin na składanie ofert związanych z kupnem klubu. Jest komisja konkursowa, która będzie się tym zajmowała, będzie analizowała te oferty, zbijała je, jak rozumiem, z wartością spółki, która wynika z tej wyceny, to ona będzie podejmowała decyzję, na końcu podejmie Rada Miejska oczywiście, ale ta komisja będzie przekazywała jakieś rekomendacje i to potem radni, jako przedstawiciele wszystkich mieszkańców, podejmą finalną decyzję, co dalej z tym tematem robić.
Mówiliśmy trochę o takich wyzwaniach finansowych. Jeżeli chodzi o pracowników, czy tutaj też oni powinni się martwić, przygotować na zwolnienie, obniżki pensji, czy może ten rok będzie taki przejściowy, czyli szybki awans i powrót do normalności?
- Chciałbym mieć taką możliwość założenia sobie, że to będzie szybki awans i że to się wydarzy. Można mieć takie plany oczywiście, rzeczywistość bywa różna.
Mówię o planach finansowych, nie o sportach, bo sportowo wiadomo, że nie da się pewnych rzeczy przewidzieć.
- Dokładnie, tak. Chociażby Wisła Kraków, która od tylu lat walczy o powrót do Ekstraklasy, Arka Gdynia, która też po kilku latach dopiero jej się to udało zrobić, więc to na pewno nie jest taka łatwa sprawa. Ja powiem ogólnie, ta spółka potrzebuje restrukturyzacji po prostu od strony kosztowej. Znowu to mówiłem na początku, niezależnie czy to byłaby Ekstraklasa, czy 1. liga, to jest zadanie dla mnie jako dla członka zarządu. To, o czym mogę powiedzieć, to to, że na przestrzeni tych niemal dłuższych miesięcy, udało się pod tym kątem sporo zrobić. Rzeczywiście takie przecieki w tej łodzi, jeśli chodzi o kwestię kosztową, załatać. To jest plan dalszy na kolejne miesiące, na kolejny sezon, czy nawet sezony, bo ta spółka musi być po prostu zbilansowana. Nie może, w dużym skrócie oczywiście mówiąc, nie może wydawać więcej niż zarabia, bo tak się po prostu nie da w dłuższej perspektywie funkcjonować.
Czy jeszcze wyczekujecie decyzji w sprawie Lechii Gdańsk i tego, czy ten klub otrzyma licencję na grę w Ekstraklasie? Czy tu można mieć nadzieję, czy raczej temat jest zamknięty i kibice nie powinni spoglądać na to, co się wydarzy w Gdańsku?
- Oczywiście przeglądamy się tej sytuacji z wielu powodów. Także z takiego, że może to mieć wpływ na to, że jednak spadną dwie drużyny, a nie trzy, które teraz są określone jako spadkowicz. Jedna rzecz jest pewna: sportowo spadliśmy, sportowo nie podołaliśmy. To nie jest tak, że robimy sobie jakieś nadzieje, trzymamy kciuki, wydzwaniamy, coś sugerujemy. Przypatrujemy się temu, bo rzeczywiście może być tak, że paradoksalnie mimo tej złej sytuacji sportowej, może się otworzyć jeszcze jakieś okienko dla nas, ale także dla Stali Mielec, która teraz zajmuje to miejsce, które teoretycznie dawałoby jeszcze to utrzymanie. Więc jakby sama decyzja dotycząca Lechii Gdańsk to jeszcze nie wszystko, bo jeszcze musielibyśmy przeskoczyć Stal Mielec. Niezależnie od wszystkiego chcemy to zrobić, bo tak jak powiedziałem, chcemy się godnie z tą ligą pożegnać. Plus taka prozaiczna historia, że każde miejsce wyższe nawet wśród tych spadkowych daje o wiele większy bonus finansowy ze strony Ekstraklasy. Więc tak już zupełnie patrząc wyłącznie przez pryzmat finansów bardzo bym chciał, że już jak mamy spadać, to wolę spadać z 16. miejsca niż z 18. Natomiast jakby zostawiając na boku to, że to chodzi o Lechię Gdańsk i że to może dla nas mieć jakieś znaczenie, to ja tylko bym sobie po prostu życzył, żeby zasady dla klubów były równe. My co roku przechodzimy ten proces licencyjny, jak wszystkie inne kluby w Ekstraklasie, w 1. lidze i w niższych. To nie jest łatwy proces licencyjny. Czasami musimy naprawdę stawać na głowie, żeby udowodnić jakieś nasze tezy, jakieś zapewnienia, założenia, prognozy finansowe po to, żeby przekonać komisję licencyjną, że naprawdę ma sens to, co przedstawiamy w tych dokumentach. No więc życzyłbym sobie, żeby po prostu te same zasady były dla wszystkich i nie uważam za właściwe tego, że jakieś kluby są traktowane w inny sposób, że przymykane jest oko na zaległości względem piłkarzy, na zaległości względem pracowników administracyjnych. My też mamy za sobą różną historię. Czasami mieliśmy poślizgi z wypłatami, ale zawsze robiliśmy wszystko, żeby transparentnie, uczciwie wyjaśniać, jak to wszystko będzie wyglądało. Nie mieliśmy takiej sytuacji, jak chociażby podczas ostatniego meczu Lechii Gdańsk, gdzie piłkarze zastrajkowali i nie wyszli punktualnie na mecz. Więc wydaje mi się, że to nie jest sytuacja, która się wydarzyła kilka dni temu i teraz wszyscy są zaskoczeni, tylko raczej mówimy o jakimś dłuższym procesie. Myślę, że wszyscy uczestnicy takiej sportowej rywalizacji, jaką jest Ekstraklasa czy inne niższe ligi, gdzie też jest proces licencyjny, życzyliby sobie, żeby po prostu kluby, które otrzymają tę licencję, żeby były rzeczywiście mocno zweryfikowane i żeby nie było potem takich historii, że ktoś musi połykać swój własny język i tłumaczyć się, dlaczego parę miesięcy temu ta licencja została przyznana i nikt nie przewidział, że na ładnych kilka miesięcy przed końcem sezonu pieniędzy zabraknie na bieżąco funkcjonowania w jakimś klubie.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz