Gościem Telewizji Echo24 był adwokat Grzegorz Prigan.
- Kilka miesięcy temu doszło do ciekawej sytuacji. Nauczycielka z Gliwic wygrała proces o nadgodziny. Nim tak się jednak stało, nauczycielka musiała udokumentować, że przez dwa lata regularnie przekraczała 40-godzinny tygodniowy czas pracy - informuje Gazeta Wyborcza. - Sądy pierwszej i drugiej instancji uznały, że nadgodziny należy się jej zapłata, a wyrok podtrzymał w mocy Sąd Najwyższy. Po kilkunastoletniej walce pani Ewie przyznano ponad 18 tysięcy złotych, co wraz z odsetkami daje prawie 32 tysiące złotych. Jak wskazuje Gazeta Wyborcza, w kolejnych latach korzystne dla nauczycieli wyroki w podobnych sprawach zapadały m.in. przed sądami w Legnicy, w Lubinie, w Grudziądzu i w Goleniowie.
"DUŻA BOMBA"
- Mamy wyrok Sądu Najwyższego, z którym nie potrafi sobie poradzić ani rząd, ani miasta. Jestem zdziwiony tym, że wszyscy uważają, że temat trzeba przeczekać, bo to jest taka dosyć duża bomba. Ale też uważam, że tu nie chodzi o koszty, tylko chodzi głównie o to, że taki Wrocław ma szansę niespotykaną, bo możemy wziąć w końcu i docenić ludzi, którzy, tak jak pan przeczytał, pracowali ponad 40 godzin w tygodniu z naszymi dziećmi. Mówi się, że nauczyciele odchodzą ze szkół publicznych do prywatnych. Albo w ogóle nie chcą pracować. Mamy szansę, żeby wyłuskać właśnie tych najlepszych we Wrocławiu. Skupmy się na tym przykładzie wrocławskim. A wrocławski urząd mówi do tych nauczycieli wszystkich, którzy urządzą nasze dzieci, że macie iść do sądu, bo wam nic nie zapłacimy. Tak się nie powinno zachowywać władza.
- Co więcej, trzeba podkreślić, że tu nie chodzi o to, bo jest takie przeświadczenie publiczne, że nauczyciel mało pracuje i jeszcze ma dwa miesiące wakacji. Chodzi o to, że ten nauczyciel musi udowodnić, że nie dość, że miał godzinę tablicową, czyli to jest oczywiste, że uczył te nasze dzieci, musi wykazać, że w tym danym tygodniu wykonywał swoje zobowiązania wobec dzieci, do tych 40 godzin dopełnił, czyli musi wykazać te godziny, które robił ponad tablicę i dopiero wtedy ewentualnie dostanie nadgodzinę, jak wykaże, że robił powyżej 40 godziny. Musi udokumentować. Jeżeli ktoś wyjeżdżał z dziećmi, to jest taki prosty przykład. Przygotował kogoś na olimpiadę matematyczną i po lekcjach zostawał z tymi najzdolniejszymi dziećmi i im jeszcze tłumaczył, jak to wygląda, przygotowywał, sprawdzał dodatkowe godziny.
(...)
TO BĘDZIE LAWINA?
- Wydaje mi się, że jak jakiś nauczyciel w danej szkole pójdzie do sądu, uzyska ten wyrok sądowy, no to będzie to lawina. Bo jednak pieniądze, które są realnie wypłacone, inaczej działają niż teoria. Myślę, że to są znaczące środki z budżetu państwa, ale też myślę, że miasta muszą to zapłacić. No tak, trzeba pozwać dyrektora szkoły. Natomiast umówmy się, patrząc na przykład budżet Wrocławia, mamy dużo fanaberii wydatkowych, które mają się nijak niż to zapłacenie wynagrodzenia nauczycielowi, który uczy nasze dzieci. Więc na pewno Wrocław na to stać. Ale przede wszystkim, z tego jak ja rozmawiam z nauczycielami, to oni nie oczekują, że dostaną za każdą nadgodzinę. Tylko żeby zaczął ktoś z nimi rozmawiać. I nawet jeżeli ktoś mówi, a dobrze, no to jak dadzą te 10 tysięcy, no to ja już sobie to wezmę i nie będę chciał iść do sądu, nie będę z tym dyskutował. Tylko nikt z tymi ludźmi nie chce rozmawiać.
- Zawsze w sądzie pracy jest łatwiej pracownikowi niż pracodawcy. Więc po prostu tylko trzeba skorzystać ze swoich możliwości. A jeżeli urząd zachęca, żeby iść do sądu, a nie chce rozmawiać, to tak naprawdę na przykładzie Wrocławia nie ma możliwości tylko trzeba po prostu iść do sądu po swoje. Moim zdaniem każdy włodarz powinien to załatwić we własnej gestii, bo tak naprawdę to jest w jego zadaniach własnych. Przypominam, że słowo subwencja to, że tylko rząd dodaje. Ja oczywiście napisałem do ministra, czy on to rozwiązał, tą sytuację, jak to będzie płacone, czy jest rezerwa budżetowa, czy dodatkowo w proporcji subwencji pieniądze zostaną przekazane na te wynagrodzenia (...). Ministerstwo, mamy lipiec, nic do tej pory z tym nie zrobiło. Powiedziało, że jak to politycy, powołali zespół i myślą nad tym, jak będzie. Przypominam, że wrzesień się zbliża i dzieci nie wiadomo, czy będą mogły jechać na wycieczki, czy będą obozy sportowe, bo miasto się boi panicznie teraz nadgodzin. Słyszałem też, że są takie zakusy, choć zapewniał mnie urząd we Wrocławiu, że nie będzie obcinania godzin nadliczbowych, jeżeli to jest niezbędne. Ale są zakusy, żeby nasze dzieci już nie jeździły na wycieczki, czyli nie było integracji zupełnie w szkołach. Bo boją się właśnie tych nadgodzin i mają tego problemu rozwiązanego. A pani minister pisze po prostu, że ona sobie zespół woła. Mamy półtora miesiąca, nie mamy żadnej regulacji nowej, żeby było jasno powiedziane, jak od września wygląda kwestia tych nadgodzin.
"NAUCZYCIEL MUSI IŚĆ DO SĄDU"
- A odcinek miasta, ja napisałem, żeby dobrowolnie zaczął rozmawiać prezydent z nauczycielami i w sposób ugodowy wypłacił im wszystkie należne wynagrodzenia. To pracownik urzędu, nie pamiętam nazwiska, odpisał mi, że nauczyciel musi iść do sądu, bo miasto nie będzie płaciło w ogóle dobrowolnie. Kuriozalne tam jest, to potem widzowie sobie mogą to sami odczytać, bo te pisma tutaj udostępniłem, że jest taka konkluzja, że oni nie mogą dobrowolnie wypłacić pieniędzy nauczycielom, bo by nauczyciel stracił prawo do sądu. Głupszej rzeczy nie można przeczytać, więc zachęcam, żeby się zapoznać z tą twórczością antydemokratyczną, bo ten urząd też się na to zawsze powołuje, antykonstytucyjną. Prawo do sądu jest wyborem, a nie to, że druga strona mówi, że musisz iść, żeby odzyskać swoje środki. Wszyscy biorą to na przeczekanie, uważają, że nauczyciele nic nie zrobią.
PORTALSAMORZĄDOWY.PL: Przełom w sprawie nadgodzin nauczycieli. Nowe wynagrodzenia wejdą 1 września 2025 r. Sejmowa Komisja Edukacji i Nauki wprowadziła zmiany do projektu tzw. dużej nowelizacji ustawy Karta Nauczyciela. Chodzi o wynagrodzenia za nadgodziny i zastępstwa. Więcej na stronie Portalu Samorządowego.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz