– Byłam załamana. Po prostu… nie wiedziałam co z tym wszystkim będzie, ale mogę podziękować wszystkim mieszkańcom, którzy przyjechali do nas po kwiaty. Popłakaliśmy się i oni i my – mówi Bożena Mazur, sprzedawczyni.
Bożena Mazur od pięciu lat działa w branży związanej ze sprzedawaniem kwiatów i zniczy. Na tegoroczne święto zmarłych przygotowywała się od listopada, a więc cały rok. Przez zamknięcie cmentarzy udało sprzedać jej się zaledwie 10% całego towaru.
– Jeszcze nie wiem, ile dokładnie straciłam, ale myślę, że około 50 tysięcy złotych – dodaje Bożena Mazur, sprzedawczyni.
Na pomoc załamanym sprzedawcom ruszyli mieszkańcy, którzy kupowali chryzantemy i znicze, a później stawiali je pod bramą cmentarzy lub w innych miejscach Wrocławia. Obojętne nie pozostały także władze miasta. Zarząd Zieleni Miejskiej odkupił od sprzedawców kwiaty i posadził je w przestrzeni miejskiej.
– Co ważne, z czego ja się najbardziej cieszę i za co chciałbym podziękować to, że tysiące wrocławian się do tego włączyło. Przyjechali i wielu z nich otwarcie o tym mówiło, że oni tutaj są, by wesprzeć tę pracę tych, którzy w przygotowanie tych chryzantem włożyli serce często przez cały rok – zaznacza Jacek Sutryk, prezydent Wrocławia.
Sprzedawcy podkreślają, że bez takiej pomocy, byliby w dużo gorszej sytuacji. Kwiaty, które zostały, spróbują sprzedać jeszcze w ciągu kilku następnych tygodni, a znicze nawet dłużej.
– Możemy liczyć na naszych mieszkańców, czego nie mogę powiedzieć, że możemy na wszystkich liczyć. Mieszańcy i ludzie są wspaniali, a przede wszystkim młodzież, która jak nie miała gdzie postawić, to stawiała w domu na stole. Coś fantastycznego – podsumowuje Bożena Mazur, sprzedawczyni.
Mieszkańcy zostawiali chryzantemy i znicze także pod siedzibą Prawa i Sprawiedliwości, a na rynku utworzyli z nich wielką błyskawicę, czyli jeden ze znaków Strajku Kobiet.